Interia: Jesienią oglądał pan naszą ligę z przyjemnością czy z obowiązku? Jarosław Araszkiewicz: (śmiech) Raczej z obowiązku i to jak mam czas. No cóż, szału nie ma. Ale to nasza liga, więc człowiek się nią interesuje. Z roku na roku poziom jest wyższy czy niższy? - Jak ktoś mi mówi, że idzie w górę, to myślę: "Ja nigdy nie grałem w piłkę i na piłce się nie znam". Chcemy, by liga była jak najlepsza, ale nasi najlepsi gracze są za granicą. Widać to w reprezentacji. Są rodzynki jak Krzysztof Mączyński czy Karol Linetty, ale w zachodnich ligach poziom jest dużo wyższy. A co z poziomem kadry? - Fajne towarzystwo zebrał trener Adam Nawałka. Ufają sobie, nie mają słabszych ogniw, selekcjoner znalazł też jakiś zastępców. Do tego doszły wyniki, które są kluczowe w budowie atmosfery. Teraz jednak wszyscy myślą, że my na pewno wyjdziemy z grupy na Euro 2016. Część dziennikarzy mówi: "Nie wyobrażamy sobie, by odpaść w fazie grupowej". A co, Ukraina ma słaby zespół? Przecież w 2013 r. przegraliśmy z nimi wyraźnie (1-3 i 0-1). Szanujmy przeciwników, nie bądźmy hurraoptymistami! Czego pan będzie wymagał od kadry na Euro? - Wymagał... Chciałbym, by Krychowiak dobrze rozdzielał piłkę, Lewandowski to wykorzystywał, a bramkarze spisali się jak najlepiej. Mam nadzieję, że to będzie fajna impreza i zajdziemy jak najdalej. Wydaje się, że Nawałka ma już 11-12 pewniaków, ale może ktoś na samym turnieju zaskoczy? Wróćmy do ligi. Sensacją jest pierwsze miejsce Piasta Gliwice. W czym tkwi siła tego zespołu? - Przyszedł dobry trener i sprowadził zawodników niechcianych, którzy mają coś do udowodnienia. Idealnym przykładem jest Kamil Vacek. W poprzednich klubach szło mu średnio, a dziś wrócił do reprezentacji Czech. Latal miał też spokój pracy z zespołem, zawodnicy np. masowo nie wyjeżdżali na zgrupowania reprezentacji. Piast jest też bardzo dobrze przygotowany fizycznie. - W naszej lidze wszyscy mają podobne umiejętności. Są jakieś tam indywidualności, ale za moich czasów każdy zespół miał po 3-4 gwiazdy. Jak reprezentacja jechała na mistrzostwa świata, to człowiekiem z ligi zachodniej był Zbigniew Boniek, a zdecydowana większość grała w Polsce. To było zupełnie coś innego. Dziś jak u nas zagra się dobrze rundę czy sezon, to pojawia się oferta. Problem w tym, że trzeba wiedzieć, po co się tam wybierać. Można jechać po grę i zarobek, ale można tylko po zarobek. Przykład to Mateusz Klich. W Wolfsburgu nie pograł, ale w Holandii zbierał już dobre recenzje. I co? Wrócił do Niemiec i dalej grzeje ławę. Jednym z rozczarowań ligi jest Wisła, która zajmuje 13. miejsce. - Mieli problem z meczami u siebie, ale za Kazia Moskala grali fajną piłkę. Nie wiem, czemu go zwolnili. Przecież był na 7. miejscu w tabeli... Nie chcę zaglądać nikomu w ogródek, ale to była naprawdę dziwna decyzja. Fatalnie sezon zaczął też Lech. Jako były piłkarz tego klubu martwił się pan, że może nie wejść do "ósemki"? - Tak. Teraz jednak bardzo żałuję, że przegrali ten ostatni mecz z Piastem Gliwice, bo będzie im bardzo ciężko powalczyć o coś więcej... Ale nasza liga jest tak nieobliczalna, do tego będzie jeszcze podział punktów. U nas to naprawdę wszystko może się zdarzyć (śmiech). Piast to tylko rewelacja, która obniży loty, czy poważny kandydat do mistrzostwa? - Pewnie, że powinni grać o tytuł. Wszystko w ich nogach. Czemu wiosną nie mieliby się obronić i nie zostać mistrzem Polski? Jeśli poczują i uwierzą, że mogą sięgnąć po tytuł, to go zdobędą. A kto kandydatem do spadku? - Nie spodziewałem się, że Śląsk Wrocław wyląduje w strefie spadkowej. Bo Podbeskidzie na ogół było na styku dolnej i górnej części tabeli, a później walczyło o utrzymanie. Nie wiadomo też co się wydarzy w Niecieczy. To oczywiście tylko przypuszczenia, ale te zespoły mogą walczyć o pozostanie w lidze. Rozmawiał Piotr Jawor <a href="http://wyniki.interia.pl/rozgrywki-L-polska-ekstraklasa,cid,3,sort,I" target="_blank">Wyniki, terminarz i tabela Ekstraklasy</a>