"W życiu liczy się, żeby pozostawić po sobie ślad. My ten ślad w historii Legii zostawiamy. Ale o rekordach myśli się w tygodniu. W dniu meczu nie" - powiedział Jan Urban w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej". "Podobno odnosimy zwycięstwa dzięki szczęściu. Wielu ostrzyło sobie zęby na nasz wyjazd do Lubina, tam mieliśmy dostać baty. Ale wygraliśmy, bo może w niektórych chwilach tego sezonu szczęście rzeczywiście było przy nas, ale jak się spojrzy na całość, to po prostu gramy dobrze. Nie ma w tym przypadku. Zbudowaliśmy drużynę tak, by była w niej rywalizacja na każdej pozycji. I nie wystarczy, że będę mówił o rywalizacji, muszę to potwierdzić czynami. Dlatego np. sadzam na ławce rezerwowych Miroslava Radovicia, co dla wielu jest zaskoczeniem, a gra Kamil Grosicki" - dodał szkoleniowiec Legii. "Nikt nie lubi krzyku. Chcę, by piłkarze poczuli, że mają moje zaufanie. Wierzę w nich, w niektórych nawet bardziej niż oni sami. Piłkarze wiedzą, że po dwóch błędach nikt im głowy nie urwie. Wiedzą też, że jest coś, czego nie wybaczę - brak poświęcenia" - wyznał Urban. Strzałem w dziesiątkę okazało się sprowadzenie z rezerw Osasuny Pampeluna Inaki Astiza. "Gdyby nie przyjechał do Polski, byłby dzisiaj w pierwszej drużynie Osasuny, bo w tym czasie Glasgow Rangers kupili Carlosa Cuellara i zwolniło się miejsce. Inaki jest zdolny, ciągle się rozwija. Byle tylko nie przesadzać z pochwałami. To zresztą i mnie dotyczy. Komplementy po pięciu czy dziesięciu kolejkach są miłe, ale dla mnie liczy się tylko ta najważniejsza ocena, w maju przyszłego roku" - podkreślił Urban. *** Gorące spięcia pod bramką! Najciekawsze sytuacje! Kontrowersje Orange Ekstraklasy! Tylko u nas! <a href="http://magazynligowy.interia.pl/">Zobacz Magazyn Ligowy</a>. Skróty meczów możesz obejrzeć na naszych stronach, możesz też ściągnąć na telefon komórkowy!