Tosik rozpoczął mecz na ławce rezerwowych i doskonale widział, co działo się na trybunach, bo właśnie wyszedł na rozgrzewkę. - Truchtałem przy sektorze naszych kibiców. Patrzyłem na zamieszki i zastanawiałem się, dlaczego policja nie wkracza na sektor? - mówi na gorąco. Jak się okazało oddziały prewencji miały problem z wejściem na stadion, bo... zamknięta była brama wejściowa. Policjanci musieli najpierw sforsować ogrodzenie. Wraz z gwizdkiem sędziego, kończącym pierwszą połowę spotkanie zostało zakończone. - Spiker poinformował w przerwie, że mecz jest zakończony. Zeszliśmy z murawy i czekaliśmy, co dalej. Oficjalna decyzja delegata była kilkadziesiąt minut później. My siedzieliśmy w szatni owinięci w koce, żeby nie wychłodzić organizmu i w razie czego być gotowym do gry - relacjonuje. Na pytanie, czy spotkanie powinno jednak zostać dokończone w niedzielę, nie potrafi udzielić odpowiedzi. - Nie wiem, czy powinniśmy dzisiaj grać. Zostały naruszone wszystkie zasady bezpieczeństwa. Takiej sytuacji nie może być na trybunach - twierdzi. 27-letni Tosik to doświadczony piłkarz. W lidze debiutował w sezonie 2005/2006. Choć widział i przeżył wiele, z czymś takim spotkał się po raz pierwszy. - To dla mnie szok. Nigdy nie przeżyłem podobnej sytuacji. Teraz nie wiadomo, jakie będą dalsze decyzje. Czy będziemy musieli przyjechać tu jeszcze raz i dokończyć mecz, czy zweryfikują go jako walkower? - zastanawia się. Komisja Ligi decyzję podejmie w środę. Biorąc pod uwagę doświadczenia z poprzednich lat, spotkanie zostanie zweryfikowane jako walkower dla drużyny gości. Tak było w 2004 roku, kiedy nie dokończono spotkania Ruch - ŁKS i blisko 10 lat temu, kiedy kibice przerwali mecz... Jagiellonia - Legia w Pucharze Polski. Autor: Krzysztof Oliwa