Przed 24. kolejką PKO Ekstraklasy prowadzący w tabeli Śląsk Wrocław miał trzy punkty przewagi nad drugą Jagiellonią Białystok. "Duma Podlasia" miała jednak przewagę własnego boiska, na którym podopieczni Adriana Siemieńca spisują się na tyle dobrze, że mogli śmiało myśleć o odrobieniu straty do lidera. A początek meczu w stolicy Podlasia pokazał, że myśli wprowadzili w czyny. Marczuk show w pierwszej połowie. Kanonada Jagiellonii Starcie dwóch czołowych ekip PKO Ekstraklasy zaczęło się od mocnego ciosu wyprowadzonego przez gospodarzy. Po dośrodkowaniu z lewej flanki w 7. minucie w polu karnym dynamicznie na piłkę naszedł Dominik Marczuk, który w ekwilibrystyczny sposób zdobył pierwszego gola dla "Dumy Podlasia". Śląsk wyglądał niczym bokser, trafiony w pierwszej rundzie, co zapowiadało problemy dla drużyny prowadzonej przez Jack Magierę. Dziesięć minut później goście dostali kolejny cios. Najlepiej w polu karnym odnalazł się Michal Sacek, który z bliska wbił piłkę do siatki obok rozpaczliwie interweniującego bramkarza Śląska. Gospodarze prowadzili już 2:0, ale byli wyraźnie bardzo ofensywnie usposobieni i nie zamierzali na tym poprzestawać. Po chwili mogło i powinno być 3:0, ale Kristoffer Hansen w sobie tylko wiadomy sposób zmarnował świetne podanie od Afimico Pululu i w prostej sytuacji uderzył obrok bramki. Norweg jednak zrehabilitował się w 31. minucie, kiedy dobrze wypatrzył nabiegającego Marczuka, a ten strzałem z bliska zdobył swojego drugiego gola. Do szatni gospodarze schodzili z trzybramkową przewagą i z bardzo dużą mentalną przewagą, bo goście momentami wyglądali, jakby trudno było im się pozbierać w tym spotkaniu. Samiec-Talar dał impuls Po zmianie stron Śląsk w końcu zaatakował odważniej. I w 54. minucie w końcu przyniosło to zamierzone efekty! Po dokładnym dośrodkowaniu w pole karne najlepiej w "szesnastce" odnalazł się Piotr Samiec-Talar, który strzałem głową pokonał bramkarza Jagi. Chwilę trwała analiza VAR, ale ostatecznie trafienie zostało uznane i emocje w tym spotkaniu rozpaliły się na nowo. Strzelony gol dał graczom Śląska motywacyjnego kopa, ale z biegiem minut zaczęli się coraz bardziej otwierać, co z kolei sprawiało, że Jagiellonia miała kilka okazji do wyprowadzenia kontry. W 75. minucie po jednej z nich gospodarze mieli rzut wolny, który mógł zakończyć się czwartym trafieniem, ale z dobrej strony pokazał się Rafał Leszczyński. Śląsk próbował, ale nie potrafił już po raz drugi "ukąsić" Jagiellonii i to gospodarze wygrali to starcie 3:1. I wskoczyli na czoło ligowej tabeli!