Jagiellonia zdobędzie tytuł, jeśli wygra z Wisłą, a w tym samym czasie Legia Warszawa przegra w Poznaniu z Lechem. Zespoły zrównają się punktami, ale mistrzostwo przypadnie białostoczanom, którzy byli wyżej w tabeli na zakończenie fazy zasadniczej ekstraklasy. Zainteresowanie meczem z Wisłą jest w Białymstoku ogromne; już w miniony poniedziałek skończyły się bilety na to spotkanie. Trener zespołu Ireneusz Mamrot stara się zdejmować z zawodników presję. - Mimo wszystko dla klubów trudniejszymi meczami są te bezpośrednio o utrzymanie. Uważam, że ciężar gatunkowy meczu takiego jak Piast - Termalica jest jeszcze większy - powiedział w piątkowym wywiadzie na antenie publicznego Radia Białystok, które od lat na żywo transmituje wszystkie mecze Jagiellonii. Zaznaczył, iż taka opinia nie oznacza, że nie ma chęci walki o mistrzostwo. "Chodzi o to, że tam spada się do niższej klasy rozgrywkowej i to jest coś, co później ma wpływ czasami na wieloletnie funkcjonowanie klubu. Tu można tylko zdobyć. My już nie możemy nic stracić, mamy na dzisiaj drugie miejsce. Oczywiście nie zadowalamy się tym, ale nie wszystko też jest w naszych nogach i rękach" - dodał trener Jagiellonii. Zwrócił uwagę, że motywacji w niedzielę nie zabraknie też piłkarzom Wisły Płock, którzy walczą o czwarte miejsce, dające prawo gry w eliminacjach do Ligi Europejskiej. Ich ewentualna porażka lub remis może pozbawić ich tej szansy przez Górnik Zabrze lub Wisłę Kraków. W fazie zasadniczej ekstraklasy kilka tygodni temu płocczanie wygrali w Białymstoku 3:1. - Różnica jest taka, że nam się wówczas zaczęła seria zdecydowanie słabszych punktowo meczów. A i też gra na pewno nie wyglądała tak, jak wcześniej i jak wygląda obecnie, gdy jesteśmy w lepszej dyspozycji - uważa trener Jagiellonii, która w trzech ostatnich kolejkach nie przegrała meczu (remis z Legią i zwycięstwa z Lechem i KGHM Zagłębiem). - Gramy o marzenia. Nie mogą być nogi powiązane, jak się o coś takiego gra. Po to się całe życie trenuje, żeby w takich meczach grać - zaznaczył Mamrot. Jego zdaniem, z presją lepiej sobie powinni poradzić jego piłkarze, którzy w tej rundzie już kilka takich spotkań rozegrali. Podkreślił, że zawodnicy muszą zagrać tak, by "po tym spotkaniu móc spokojnie spojrzeć w lustro". - Nie wyobrażamy sobie takiej sytuacji, że Legia się potknie w Poznaniu, a my tego nie wykorzystamy. Jeśli my wygramy i Legia również, to trudno. Będziemy wiedzieli wtedy, że zrobiliśmy wszystko, co mogliśmy zrobić. Tak podchodzimy do tego spotkania - dodał w wypowiedzi dla klubowej strony internetowej. W zespole Jagiellonii zabraknie jedynie słoweńskiego napastnika Romana Bezjaka, który pauzuje za żółte kartki. Poważniejszych urazów nie ma, więc wszyscy pozostali gracze powinni być do dyspozycji. W poprzednim sezonie piłkarze Jagiellonii również w ostatniej kolejce mogli przechylić szalę na własną stronę i zdobyć mistrzostwo kraju. Przy korzystnym wyniku Legii z Lechią Gdańsk (0:0) zabrakło im jednej bramki, bo również zremisowali (2:2) swój mecz, grając u siebie z Lechem. Przy zwycięstwie zrównaliby się z Legią punktami i wyprzedzili ją w tabeli. Zakończyło się na wicemistrzostwie kraju, które i tak było największym sukcesem w historii klubu. W tym roku, w najgorszym przypadku, przynajmniej powtórzą ten wynik.