Radomiak rozgrywał dziś setne spotkanie w Ekstraklasie, co może nie jest dla wielu osób imponującym osiągnięciem, ale przecież klub ten wrócił do elity dwa lata temu po 36 latach przerwy. W każdym swoim sezonie w najwyższej klasie rozgrywkowej mierzył się z Lechem, zawsze stawiał wielki opór tej drużynie, nawet wówczas, gdy z niej spadał. Tyle że przy Bułgarskiej jeszcze nie wygrał. Ba - nie strzelił nawet bramki. Mocny sygnał Lecha już w pierwszej minucie. I natychmiastowa odpowiedź Radomiaka Trener Constantin Gâlcă Lecha się jednak nie wystraszył - wystawił ten sam skład, który tydzień temu ograł w Zabrzu Górnika 2:0 i kazał mu grać ofensywnie. Nie było żadnego "murowania" bramki, do czego przyzwyczajeni są już kibice w Poznaniu. Sytuacji, gdy przyjeżdża ktoś spoza czołówki i liczy tylko na kontrataki. Radomiak starał się atakować Lecha pressingiem już na jego połowie, był w stanie utrzymać się przy piłce, gdy to gospodarze próbowali przejąć kontrolę. Od początku mecz był więc niezły, w dobrym tempie. Lech pierwszy sygnał dał już po kilkunastu sekundach, po świetnym zagraniu Dino Hoticia znakomitą sytuację miał Afonso Sousa. Szybko odpowiedział celnym strzałem Rafał Wolski - cios za cios. Trzy piękne akcje Lecha Poznań. Ta trzecia dała mu prowadzenie Radomiak grał odważnie, brakowało mu tylko jakości tuż przed polem karnym poznaniaków. Dlatego Filip Bednarek w bramce nie miał za wiele pracy, w przeciwieństwie do Filipa Majchrowicza. Bramkarz Radomiaka przynajmniej kilka razy ratował zespół, choćby w 23. minucie, gdy po dośrodkowaniu Eliasa Anderssona niziutki Hotić przeskoczył Dawida Abramowicza i oddał niezły strzał głową. Majchrowicz popisał się świetną interwencją, a przy dobitkach Alana Czerwińskiego i Mikaela Ishaka pomogli mu już koledzy z obrony. Obronił też uderzenie w 33. minucie Ishaka, ale skapitulował przy kolejnej próbie Szweda. W 40. minucie Lech rozegrał bowiem kapitalną akcję, która miała trzech bohaterów. Z własnej połowy daleką piłkę zagrał Radosław Murawski, a Hotić przejął ją i w polu karnym ograł Abramowicza. Nie strzelał jednak, choć okazję miał pierwszorzędną - wypatrzył lepiej ustawionego Ishaka, a kapitan Lecha zdobył pierwszą bramkę w sezonie. To ona dała Lechowi prowadzenie 1:0 po pierwszej połowie. Radomiak takich okazji nie miał, choć dwie szanse stworzyły mu złe zagrania stopera "Kolejorza" Mihy Blažicia. Brakowało jednak celnych strzałów, ten z początku meczu autorstwa Wolskiego był jedynym przed przerwą. Świetne okazje Lecha Poznań, doskonały mecz Dino Hoticia. A wynik się nie zmienił Radomiak był zespołem słabszym, ale nie znaczyło to, że nie myśli w Poznaniu przynajmniej o remisie. W drugiej połowie goście coraz bardziej ryzykowali, wyżej podchodzili obrońcy. Z jednej strony: dawało to częściej piłkę Radomiakowi w pobliżu pola karnego Lecha, z drugiej - narażało na kontry. A poznaniacy mieli w składzie świetnego Hoticia, który znakomicie wprowadził się do drużyny. To dzięki niemu Lech mógł szybko rozstrzygnąć to spotkanie, Radomiakowi dopisało szczęście. Kolejny akt agresji we Wrocławiu. Napastnikowi przeszkadzał inny język Jak choćby w 52. minucie, gdy Bośniak dośrodkował na dalszy słupek zewnętrzną częścią stopy, w stylu Ricardo Quaresmy. Akcję zamykał Kristoffer Velde, ale nie trafił w bramkę. Dwie minuty później Hotić z rzutu wolnego trafił piłką w słupek, zaś w 63. minucie uderzył z 14 metrów źle, prosto w Majchrowicza. Lech miał też świetną okazję do kontry, którą popisowo zmarnował Velde. Goście zaryzykowali, postawili wszystko na jedną kartę. I... zostali trafieni po raz drugi Radomiak na swoje okazje czekał, nie miał ich tak klarownych jak Lech. W 65. minucie dobrą pozycję wywalczył sobie Pedro Henrique - Brazylijczyk wyskoczył wysoko do wrzutki Wolskiego, ale przestrzelił. Trener Gâlcă cały czas wzmacniał ofensywę, coraz bardziej ryzykował. Nie miało znaczenia dla niego, czy Lech strzeli drugiego gola, liczyło się to, czy goście zdołają wyrównać. I Radomiak zepchnął Lecha do obrony, przeniósł cały ciężar gry w okolice jego pola karnego. Kotłowało się kilka razy w polu karnym gospodarzy, refleksem przy wrzutkach błyszczał Bednarek. W opałach był raz, gdy w 82. minucie z 20 metrów uderzył Frank Castañeda, a futbolówka przetarła słupek. Tyle że za chwilę, akcją rezerwowych, Lech zamknął to spotkanie. Zagrał Joel Pereira, a Filip Szymczak serią zwodów oszukał cofającego się Mateusza Cichockiego i podwyższył na 2:0. "Kolejorz" ma więc po dwóch spotkaniach sześć punktów. W czwartek zagra w Kownie z Żalgirisem o awans do trzeciej rundy eliminacji Ligi Konferencji.