Najbardziej kuriozalnym meczem ostatniej kolejki było spotkanie w Kielcach, gdzie Korona podejmowała Lecha. Gra toczyła się na boisku pokrytym solidną warstwą śniegu, w trakcie opadów. Obie drużyny zdołały dograć do końca, ale nie może dziwić, że przy takich warunkach przemarznięci kibice obejrzeli tylko jednego gola. Mecz w Kielcach udało się przynajmniej dokończyć, podobnie jak większość innych gier tej serii spotkań. W Mielcu Stal w ogóle nie zagrała w ŁKS-em Łódź, oczywiście z powodu śniegu, a w Gliwicach miejscowy Piast rozpoczął mecz z Puszczą Niepołomice, jednak już po kwadransie sędzia uznał, że dalsza gra nie ma sensu i przerwał zawody. Zimowe warunki jak rzadko kiedy zaskoczyły więc piłkarskie środowisko, ale runda trwa - w PKO Ekstraklasie do rozegrania są jeszcze dwie grudniowe kolejki. Zasypanie boisk śniegiem stawia pod znakiem zapytania sens gry w końcówce roku, ale ci kibice, którzy woleliby, żeby liga kończyła się wcześniej, za to trwała dłużej wiosną, rozczarują się. Wolna majówka Legii. Najgorszy występ w Pucharze Polski od dekady Zimowa przerwa będzie jeszcze krótsza Marcin Stefański, dyrektor operacyjny polskich rozgrywek, w rozmowie z TVP Sport powiedział wprost, że w przyszłości można spodziewać się, że... zimowa przerwa zostanie nawet jeszcze bardziej skrócona, a o jej wydłużeniu tym bardziej nie ma mowy. Działacz podkreślił również, że piłkarski kalendarz w Polsce nawet przy grudniowym graniu i tak jest mocno napięty. Wolnych terminów praktycznie nie ma, tym bardziej w sytuacji, gdy konieczne jest utrzymanie zasady kończenia rozgrywek jeszcze w maju. - Jeśli spojrzymy na kalendarz całościowo, wykorzystujemy niemal wszystkie dostępne daty. Wszystkie kraje grają w grudniu, a zmiana systemu na wiosna-jesień nie jest brana przez nikogo pod uwagę - zaznaczył Stefański. Wspomniane mecze w Gliwicach i Mielcu, których nie udało się rozegrać w ostatnią sobotę, na razie nie mają wyznaczonych nowych dat. Wiadomo jedynie, że piłkarze nadrobią zaległości już w 2024 roku. Prezes Legii wygrażał sędziom. Decyzja PZPN może zaskoczyć