10 lat czekano przy Łazienkowskiej na ponowny przyjazd odwiecznego rywala - Widzewa. A jeszcze dłużej na to, by trudno było w tym meczu wskazać zdecydowanego faworyta. W latach 90. XX wieku obie drużyny rywalizowały o mistrzostwo. W XXI wieku już tak nie było. W Widzewie zaczęło brakować pieniędzy i choć piłkarze zapewne starali się, to z 22 spotkań 18 wygrała Legia, a cztery zakończyły się remisem. Dla Widzewa najgorszy był 2014 rok, bo zakończył się spadkiem z Ekstraklasy, a wkrótce bankructwem klubu. Widzew jak to ma wypisane w korytarzu, z którego piłkarze wychodzą na boisku "jest niezniszczalny". Symbolem i maskotką stał się Feniks na znak tego, że klub odrodził się z popiołów. Po ośmiu latach od spadku wrócił do Ekstraklasy i jest wartością dodaną dla ligi. Po rundzie jesiennej był trzeci, a do meczu w Warszawie, z wiceliderem, przystępował z czwartej pozycji. Przed meczem obie drużyny w tym roku jeszcze nie przegrały. Legia była niepokonana od ośmiu spotkań, a Widzew od pięciu. Zespół ze stolicy po nieudanym poprzednim sezonie próbuje wrócić do wygrywania trofeów. Ma wciąż szanse na Puchar Polski, strata do lidera w Ekstraklasie jest spora (dziewięć punktów), ale wciąż do odrobienia. Sukces prestiżowym meczu z Widzewem tylko doda pewności siebie podopiecznym trenera Kosty Runjaicia. Strzał w dziesiatkę z Kapustką i Wszołkiem Janusz Niedźwiedź, trener Widzewa nie zmienił składu, który w poprzedniej kolejce szczęśliwie, bo w ostatniej minucie pokonał Śląsk Wrocław. Szkoleniowiec Legii kilka roszad zrobił - m. in. od początku zagrali Paweł Wszołek i Bartosz Kapustka. To się okazało strzałem w dziesiątkę. W zespole gospodarzy zadebiutował Dominik Hładun, który zastąpił kontuzjowanego Kacpra Tobiasza. I w pierwszych minutach grał nerwowo. Łodzianie zdawali sobie sprawę, że kluczem do osiągnięcia dobrego wyniku jest ograniczenie ofensywnych poczynań Josue. A najlepszym pomysłem jest po prostu wysoki pressing i atak, a nie defensywa. I początek należał do nich. Bartłomiej Pawłowski wychodził z siebie, by stworzyć sytuacje. Najpierw dobrze podał z lewej strony, ale Ernest Terpiłowski nie trafił dobrze w piłkę. Po chwili najlepszy strzelec Widzewa wpadł w pole karne, ale strzelił w boczną siatkę. Legia odpowiedziała świetnym podaniem Josue, ale Filip Mladenović miał zbyt ostry kąt, by zagrozić bramce. Gospodarze dali się trochę wyszaleć rywalom i zadali pierwszy cios. Kapustka znakomicie podał do Wszołka, za którym nie zdążył Andrejs Ciganiks i legionista głową pokonał Henricha Ravasa. Stracona bramka ostudziła zapędy gości. To legioniści nadal dość swobodnie rozgrywali piłkę, nie mieli też problemu z jej odbiorem, a rywale nie potrafili się przeciwstawić. Wszołek łatwo radził sobie z Ciganiksem, ale obrońcy wyjaśnili sytuację. Kolejne okazje mieli Maciej Rosołek i Maik Nawrocki, ale wynik się nie zmieniał. Legia zamknęła przeciwnika na jego połowie i nie pozwalała Widzewowi tak jak lubi tworzyć sytuację za pomocą krótkich podań. W polu karnym łodzian co chwilę było gorąco i zanosiło się na kolejnego gola. Dopiero w końcówce widzewiacy zagrozili bramce. Mocny strzał Pawłowskiego z trudem odbił Hładun, a po chwili uderzył Mato Milos, ale niecelnie. Lepsza okazję miała znów Legia. Ciganiks tym razem przegrał pojedynek z Ernestem Mucim, ale piłkę zdążył wybić Patryk Stępiński. Trener Widzewa wyciąga jokera Po zmianie stron gospodarze chcieli jak najszybciej zdobyć drugą bramkę. Zaatakowali bardzo wysoko, widzewiacy i tak próbowali rozgrywać od bramki, ale zaczęli się gubić. Świetną okazję miał Kapustka, ale Mateusz Żyro wybił piłkę, która prawdopodobnie minęłaby bramkarza. Po godzinie gry zareagował trener Niedźwiedź - na boisko weszli Dominik Kun i Kristoffer Hansen. Gra łodzian się ożywiła - po rzucie rożnym przed szansą stanął Norweg, ale za późno zdecydował się na strzał. Kilka akcji przeprowadził Kun, ale brakowało dokładności. Okazało się, że szkoleniowiec Widzewa miał nosa do zmian. W 70. minucie z prawej strony świetnie dośrodkował Milos, a Nawrocki przyglądał się jak Hansen głową doprowadza do remisu. Tydzień temu też Norweg zdobył jedyną bramkę dla łodzian. Legia szybko się obudziła - dopisało jej szczęście, a pech dopadł Widzew. Po akcji prawą stroną piłkę w pole karne wstrzelił Wszołek, a Marek Hanousek skierował ją do własnej bramki. Stało się to w momencie, kiedy to łodzianie grali lepiej. W 83. minucie szczęście wróciło do łodzian. Po faulu na Kunie mieli rzut wolny z około 20 metrów. Uderzył Pawłowski a piłka odbiła się od głowy stojącego w murze Wszołka i zmyliła Hładuna. 2-2! W końcówce piłkarze Legii mieli okazje, by zmienić wynik, ale dobrze bronił Ravas lub gospodarze niecelnie strzelali. W dolicznym czasie Yuri Ribeiro uratował gospdoarzy przed porażką, bo szarożwał Hansen.