Przed pierwszym gwizdkiem obawy wśród kibiców Legii Warszawa wywoływał jeden istotny fakt. W tym sezonie Raków Częstochowa lepiej radzi sobie na obcym terenie niż w roli gospodarza. Świadczyły o tym statystyki - cztery mecze w gościnie, trzy triumfy, jeden remis i tylko jedna stracona bramka. Warszawianie też mieli się czym pochwalić. W trzech ostatnich domowych potyczkach za każdym razem schodzili z murawy jako zwycięzcy. W sumie zaaplikowali rywalom 11 bramek. Wielka kontrowersja na samym początku w Ekstraklasie, a potem padły dwa gole Legia straszy i... dostaje nokautujący cios. W gościnie Raków jest zabójczo groźny Po rozpoczęciu gry suche cyfry nie miały jednak żadnego znaczenia. Spotkanie od pierwszych minut raziło jałowością. Hit ligowego weekendu elektryzował głównie koneserów. Dość powiedzieć, że najważniejszym wydarzeniem pierwszych 20 minut meczu była... żółta kartka dla trenera gospodarzy, Goncalo Feio. Po półgodzinie gry do głosu doszła Legia. Najpierw mocne uderzenie Rafała Augustyniaka z okolic narożnika pola bramkowego obronił ofiarnie Kacper Trelowski. Chwilę potem uratowała go poprzeczka, gdy po centrze z kornera głową przymierzył Jean-Pierre Nsame. Te sytuacje sprawiły, że w szeregach stołecznej ekipy na moment zapanowało rozluźnienie. To wystarczyło, by goście wyprowadzili skuteczny cios. W zamieszaniu podbramkowym najlepiej odnalazł się Jean Carlos Silva i plasowanym strzałem otworzył wynik spotkania. Po zmianie stron ponownie żółtą kartką ukarana została persona nieprzebywająca na murawie. Tym razem padło na rezerwowego bramkarza Rakowa, Duszana Kuciaka. Słowak swego czasu święcił triumfy jako legionista, teraz przyjechał na Łazienkowską jako gość i w dodatku tylko zmiennik. Potem przez długie minuty obserwowaliśmy przede wszystkim festiwal niemocy. Dopiero w samej końcówce oba zespoły wypracowały sobie po jednej doskonałej sytuacji bramkowej. Obie zostały popisowo zmarnowane. Najpierw fatalnie spudłował Steve Kapuadi, marnując okazję na wyrównanie. Zaraz potem jeszcze lepszą szansę na "zamknięcie" meczu zaprzepaścił Władysław Koczerhin. Ale częstochowianie nie wypuścili już pełnej puli z rąk. Tym sposobem Legia zmarnowała sposobność na objęcie pozycji wicelidera.