Lech Poznań miał w ostatnich dniach dwie okazje, by choć przez chwilę być liderem Ekstraklasy. Nie wykorzystał ich - remisując 3:3 z Jagiellonią, a przede wszystkim 1:1 z Cracovią. Dziś w starciu z Ruchem walczył o to, by wrócić na podium, bo wygrana Pogoni Szczecin z Puszczą Niepołomice go z niego zepchnęła. Ruch był już trzecim beniaminkiem, który gościł w ciągu miesiąca przy Bułgarskiej. I nie dał rady osiągnąć nic więcej niż to było dziełem ŁKS czy Puszczy. Świetny początek Lecha, Ruch zepchnięty do głębokiej defensywy. Po kwadransie zaczął jednak kąsać "Kolejorz" w poprzednich pięciu starciach na swoim stadionie zdobył po dwie bramki już w pierwszej połowie. W meczu z beniaminkiem też tak chciał, ruszył ostro na Ruch. Chorzowianie zaś ustawili zasieki złożone momentami z sześciu zawodników w jednej linii i kolejnych trzech tuż przed nimi. Każda przejęta piłka miała być kierowana do Daniela Szczepana, tak goście planowali rozprowadzać swoje kontry. Przez kwadrans nie mieli jednak żadnej szansy. Lech zaś mógł i powinien był objąć prowadzenie. Z rzutu wolnego w poprzeczkę trafił Nika Kwekweskiri, później Kristoffer Velde ładnie strzelił zza pola karnego, ale Krzysztof Kamiński zdołał futbolówkę odbić. Prosto pod nogi Adriela Ba Loua'y - Iworyjczyk powinien w takiej sytuacji trafić. Świetną paradą popisał się jednak Kamiński - to była interwencja "na refleks". Kolejna dobitka Mikaela Ishaka była już niecelna. Trzy sytuacje chorzowian, w każdej mogli zachować się lepiej. A Lech w końcu trafił Ruch przetrwał nawałnicę Lecha, a później sprawił, że poznaniacy nie mogli czuć się już tak pewnie. Kilka razy gościom udawało im się przejmować piłkę na połowie Lecha, wtedy atakowali większą liczbą piłkarzy. W 20. minucie Tomasz Wójtowicz i Juliusz Letniowski przeszkadzali sobie na dziesiątym metrze przy oddaniu strzału. Później świetną okazję miał Wójtowicz - był przed Mrozkiem i tak przyjął futbolówkę, że ta odbiła mu się od ręki. Wreszcie Kacper Michalski ograł najsłabszego w zespole Lecha przed przerwą Eliasa Anderssona, dośrodkował, ale strzał Szczepana został zablokowany. "Kolejorz" dostał trzy ostrzeżenia w krótkim odstępie czasu, jego defensywa nie była monolitem. Poznaniacy też znacznie gorzej radzili sobie w ataku pozycyjnym, nie było masowego ostrzału bramki Kamińskiego. Paradoksalnie jednak, właśnie w tym okresie Lech objął prowadzenie. Świetnie gospodarze rozegrali rzut wolny - Mikael Ishak dokładnie pokazywał swoim kolegom, gdzie chce dostać piłkę. I ją dostał - po dośrodkowaniu Jespera Karlströma świetnie główkował, w dalszy róg bramki. Nie było więc dwóch bramek przed przerwą, jak w starciach ze Stalą, Rakowem, Puszczą, ŁKS i Jagiellonią, ale na tę jedną poznaniacy i tak zasłużyli. Szybki drugi cios Lecha, Ruch stracił złudzenia. Kolejny beniaminek ograny w Poznaniu Ruch planował po przerwie zagrać bardziej ofensywnie, nie mógł się już dłużej bronić. Wyprowadził nawet ciekawą kontrę, zakończoną celnym strzałem Miłosza Kozaka. A już po chwili przegrywał 0:2, więc marzenia o czymkolwiek raczej w tym momencie się skończyły. Goście zostali bodaj pierwszy raz w meczu skontrowani - Miha Blažič zagrał daleko do Ishaka, ten podprowadził atak przed bramkę, a później wyłożył futbolówkę do Velde. O powtórzeniu się sytuacji z meczu z Jagiellonią, gdy zespół z Podlasia był w stanie odrobić nawet trzy bramki, raczej nie było mowy. Beniaminek nie dysponował taką siłą w ofensywie, dopiero po 80. minucie był w stanie coś stworzyć na przedpolu bramki Mrozka. Honorowego trafienia nie wywalczył - Lech po raz trzeci w tym sezonie zakończył mecz ligowy z czystym kontem. Sam też jakoś specjalnie nie dążył do podwyższenia wyniku. Choć raz piłka wpadła do bramki Ruchu - po uderzeniu Ba Loua'y. Tyle że przed Kamińskim był jeszcze Filip Marchwiński - na pozycji spalonej.