Broniący tego trofeum piłkarze Lechii wygrali w PKO Ekstraklasie trzy poprzednie mecze, ale w porównaniu do zwycięskiej 2-0 ostatniej potyczki z Koroną Kielce trener Piotr Stokowiec zdecydował się zmienić ośmiu zawodników z podstawowego składu. W dodatku już w 18. minucie musiał dokonać wymuszonej roszady - kontuzjowanego Jaroslava Mihalika zastąpił Filip Mladenović. Mecz rozpoczął się znakomicie dla gospodarzy, którzy już w 4. minucie i 11. sekundzie prowadzili 2-0. W 3. minucie po podaniu wychowanka Olivii Gdańsk i byłego zawodnika Lechii Pawła Czychowskiego strzałem z ostrego kąta Zlatana Alomerovicia pokonał Maksymilian Hebel, a niespełna 120 sekund później po dośrodkowaniu zdobywcy bramki skuteczną główką popisał się Bartosz Gęsior. W 29. minucie spotkanie zostało przerwane. Kibice Gryfa najpierw odpalili race i zadymili stadion, a następnie zaczęli strzelać rakietnicami w kierunku murawy. Niewiele brakowało, aby jedną z nich został trafiony golkiper przyjezdnych. Pauza trwała 20 minut, w negocjacjach brali udział szkoleniowcy obu zespołów, ale ostatecznie delegat PZPN podjął decyzję o kontynuowaniu spotkania. Można jednak spodziewać się surowych sankcji w stosunku do Gryfa. - Nie chciałbym ustosunkowywać do tej sytuacji i przerwanego meczu, bo to nie należy do mnie. Zdenerwowałem się tą sytuację, bo to nie jest zwykła rzecz i jeśli ktoś strzela z rakietnic do piłkarzy to coś jest nie tak. Pierwszy raz coś takiego widziałem, ale nie zamierzam się na ten temat wypowiadać i wolę cedzić słowa, bo nasuwają się różne myśli. Na boisku było sportowo, obie drużyny grały twardo, ale fair i z tego należy się cieszyć - podkreślił Stokowiec. Goście mieli ogromną przewagę, bo gra toczyła się nie tyle na połowie wejherowian, ile często w ich polu karnych. Akcjom Lechii brakowało jednak zdecydowania, a w kilku sytuacjach dobrze spisywał się 39-letni bramkarz Gryfa Wiesław Ferra. Zepchnięci do defensywy podopieczni trenera Łukasza Kowalskiego ograniczali się do kontr. Niewiele brakowało, aby jedna z nich zakończyła się powodzeniem, ale w 35. minucie Igor Biedrzycki uderzył nad poprzeczką. Po przerwie szybciej grający biało-zieloni odrobili straty. Bardzo dobrą zmianę dał Maciej Gajos, który pojawił się na boisku w 52. minucie, a już 60 sekund później i w 57. minucie umieścił piłkę w siatce rywali. Awans Lechii do 1/16 finału zapewnił w 89. minucie Flavio Paixao - portugalski napastnik pokonał Ferrę strzałem głową. - Dwie szybko stracone bramki sprawiły że ten mecz do końca trzymał w napięciu i dla kibiców było to korzystne. Dla nas to też cenna lekcja, bo zobaczyliśmy co się może wydarzyć w pięć minut i to spotkanie pokazało nas w szerszej perspektywie. Mamy swoje wnioski do wyciągnięcia i tak też zrobimy - dodał szkoleniowiec gdańszczan. Zawodnicy Gryfa, którzy zajmują w tabeli drugiej ligi ostatnie miejsce i w 10 spotkaniach zdobyli tylko dwa punkty, napędzili obrońcom trofeum sporego stracha. - Szybko zdobyliśmy dwie bramki, mogliśmy podwyższyć wynik, sędzia nie uznał nam też gola, ale chyba w tej sytuacji był spalony. W drugiej połowie Lechia właściwie każdą piłkę zamieniała na dośrodkowania w nasze pole karne i tak samo dostaliśmy trzy bramki. To smutne, bo graliśmy na trzech stoperów. Widać było jakość po stronie rywali, a niektórzy nasi zawodnicy po raz pierwszy widzieli na żywo tak celnie i mocno zagrywane piłki. Myślę, że po meczu mogliśmy zejść z boiska z podniesionymi głowami, ale przykro, że pomimo korzystnego wyniku do przerwy nie udało nam się awansować do kolejnej rundy - podsumował trener gospodarzy. Autor: Marcin Domański