Zagłębie rozgrywało dobre spotkanie. Miało swoje sytuacje, ale też i pecha. W I połowie w poprzeczkę z rzutu wolnego trafił Patrik Mraz, a w drugiej w słupek uderzył z kolei Mateusz Możdżeń. Jakby tego było mało, to ponownie nie mieli po swojej stronie VAR-u. W 80 minucie sędzia Frankowski, po obejrzeniu wszystkiego na wideo rejestracji, nie uznał trafienia Tomasza Nawotki. Wcześniej Giorgios Mygas miał faulować Jesusa Jimeneza. Trener Ivanauskas wściekł się o tą sytuację. Na pomeczowej konferencji powiedział, że w innych ligach takie trafienie na pewno zostałoby uznane. Już w doliczonym czasie doszło do szarpaniny pomiędzy Michałem Kojem, a Vamarą Sanogo. Skończyło się rękoczynami, w wyniku których po żółte kartce obejrzeli Sanogo i Szymon Matuszek. Frankowski ponownie skorzystał jednak z VAR, w wyniku tego "skasował" żółtą kartę dla Sanogo i pokazał mu czerwoną. Wściekły napastnik musiał powędrować do szatni. Zaraz potem w tym samym kierunku, przed końcowym gwizdkiem, musiał powędrować trener Ivanauskas. - Nie grałem wcześniej naprzeciwko Sanogo. Dostałem w oko i trochę mi załzawiło, ale mogłem kontynuować grę. Mimo wszystko dostałem jednak w twarz, ewidentnie w twarz - mówił po spotkaniu Koj. Obrońca Górnika podkreślał. - Cieszymy się z wyniku. Dla nas najważniejsze w tym spotkaniu było zwycięstwo, nie ważne jak, byle wygrać - dodawał lewy defensor zabrzańskiej jedenastki. Dzięki trzem punktom Górnik ma na swoim koncie już 23 punkty, z kolei Zagłębie zostaje z 15 punktami na koncie i jego sytuacja jest coraz trudniejsza, tym bardziej, że w najbliższym meczu u siebie z Koroną w sobotę, będzie musiało sobie radzić bez trenera Ivanauskasa na ławce i bez Sanogo na boisku. Michał Zichlarz, Zabrze