Wychowanek Concordii Knurów był ostatnio w cieniu swojego brata bliźniaka Łukasza, który w poprzednim sezonie przebojem wywalczył sobie miejsce w wyjściowym składzie Górnika, będąc czołowym strzelcem. W 21 pierwszoligowych spotkaniach poprzedniego sezonu Łukasz Wolsztyński siedem razy trafiał do siatki. Czynił to w szczególności w pierwszych wiosennych meczach, kiedy zabrzanom szło, jak po przysłowiowej grudzie. Rafał przez długi czas był w cieniu brata. Duży wpływ miała na to poważna kontuzja zerwania więzadeł. Ostatnie dni pokazały jednak, że trener Marcin Brosz w równy stopniu może liczyć na grającego w wyjściowym składzie od kilku miesięcy Łukasza, jak i Rafała. Ten drugi, w poprzednim tygodniu załatwił Górnikowi awans do 1/8 Pucharu Polski, trafiając dwa razy w wygranym 3-1 spotkaniu z Sokołem Ostróda. Rafał był też bohaterem niedzielnego ligowego spotkania z Arką. Wszedł na boisko w 70. minucie, żeby przy stanie 0-1 zdobyć, w 85. minucie, wyrównującą bramkę, która dał górnośląskiej jedenastce cenny punkt. - Nareszcie zagraliśmy razem z bratem, no i zdobyłem bramkę. Trafiłem w meczu Ostródzie, a także w lidze w Zabrzu przy takiej publiczności, która skanduje twoje nazwisko. Czego więcej chcieć! - podkreśla. Napastnik Górnika pytamy skąd taka skuteczność w ostatnich dniach? - Nie wiem, może obecność brata pomogła? To, że wystąpiliśmy razem? Nie będę szukał odpowiedzi. Cieszę się, że piłka mnie szuka i trafiam do bramki. Mam nadzieję, że jeszcze nie raz tak będzie, a my będziemy się cieszyć ze zwycięstw - podkreśla. Po niedzielnym meczu, od kibica numer 1 Górnika, pana Stanisława Sętkowskiego, otrzymał dorodnego koguta. - Co z nim zrobię? Po knurowsku: "będę go zjadł [nawiązanie do wypowiedzi byłej gwiazdy Górnika Prejuce'a Nakoulmy sprzed kilku lat - przyp. aut.]. A tak na poważnie, to razem z tatą i bratem zastanowimy się, co z nim zrobimy. Jak pan Stasiu będzie chciał go z powrotem, to go oddamy, bo nie wiem, ile jeszcze tych kogutów ma - uśmiecha się Rafał Wolsztyński. Michał Zichlarz, Zabrze