Nic dziwnego, że po meczu z płocczanami piłkarze Górnika nie mieli zadowolonych min. - Wiadomo, chcieliśmy przełamać passę nie wygranych meczów, nie udało się. Mały plus za to, że udało się gdzieś tam odrobić te straty z pierwszej połowy. W drugiej części zdominowaliśmy rywala, stworzyliśmy sobie trzy, cztery super sytuacje, które mogliśmy zamienić na bramkę. Szkoda, że nie udało ich się wykorzystać i zdobywamy tylko jeden punkt - komentował po meczu Mateusz Matras. Doświadczony zawodnik w piątkowym meczu zagrał na środku obrony, gdzie brakowało pauzującego za kartki Przemysława Wiśniewskiego. - W innych klubach grałem już na tej pozycji, nie było to więc jakieś zaskoczenie, ale wiadomo, jak dwa, trzy lata gra się tylko na defensywnym pomocniku, to trzeba się przestawić. Początek był nerwowy, kilka niepotrzebnych strat, ale potem było już znacznie lepiej - mówił nam "Matrix". Sam, obok strzelca dwóch goli w spotkaniu z "Nafciarzami" Igora Angulo, mógł być jednym z bohaterów meczu. Po jego uderzeniu głową w ostatniej minucie piłka wylądowała na słupku. Thomas Daehne miał sporo szczęścia... - Zabrakło kilkanaście centymetrów. To była fajna piłka od Erika Janży. Kontrolowałem ją od samego początku, chciałem uderzyć głową od drugiej strony słupka, w bramkę. Czasami tak jest, że jak się za bardzo chce, to czegoś zabraknie - mówi zawodnik Górnika. Po 16 ligowych kolejkach drużyna prowadzona przez Marcina Brosza ma na swoim koncie 17 punktów i zajmuje dwunaste miejsce w ligowej tabeli. W Zabrzu liczą, że przełamanie nastąpi w czterech ostatnich tegorocznych spotkaniach, gdzie rywalami będą kolejno: Zagłębie Lubin, Wisła Kraków, Raków Częstochowa i przed świętami Jagiellonia Białystok. Na wygraną czekają tam długo, od 25 sierpnia, kiedy udało się u siebie pokonać Koronę Kielce 3-0. Michał Zichlarz, Zabrze