W grupie zakażonych była spora grupa piłkarzy Górnika. Oprócz Janży był to też najlepszy strzelec zespołu Jesus Jimenez, Michał Koj czy Adrian Gryszkiewicz. Doszło do tego, że na mecz ze Śląskiem Wrocław drużyna jechała w 16, a w zespole przeważali młodzieżowcy. Teraz na szczęście sztab szkoleniowy trzeciego obecnie zespołu Ekstraklasy trenuje w komplecie. A jak wyglądała walka z kornawirusem w przypadku Janży? - Najgorzej było na początku, kiedy zostałem zdiagnozowany pozytywnie. Miałem temperaturę, bolały plecy. Nie mogłem nawet normalnie do toalety pójść. Leżałem w łóżku. Przez to leżenie straciłem wiele energii. Kiedy potem nastąpił powrót do treningów, czułem się jakbym stracił swoje mięśnie, nie było siły. Czułem się osłabiony, szybko się męczyłem. To było naprawdę kiepskie uczucie. Sporo kosztowało mnie dojście do siebie. Pierwszy mecz po tej mojej przerwie przypadł na Piasta. Przed spotkaniem powiedziałem trenerowi, że nie czuję się dobrze, nie byłem w stanie zagrać od początku. Myślę, że wspólnie podjęliśmy tutaj właściwą decyzję, żeby powoli, małymi krokami wchodzić do gry. Tak było rozsądnie - mówi. Oprócz piłkarza zachorowała też jego żona, która miała podobne symptomy. Na szczęście wszystkiego uniknął kilkuletni syn. W domu z powodu koronawirusa słoweński piłkarz Górnika Zabrze spędził 14 dni. Po wyjściu z łóżka powoli wracał do ćwiczeń, kierując się wskazówkami trenera od przygotowania motorycznego. - To absolutnie nie to samo trenować w domu, a z resztą drużyny na boisku. Przez taką bezczynność, przez te dwa, trzy tygodnie wiele się traci. Powrót zajmuje czas. Na szczęście dzięki Bogu wszystko jest już za mną i wszystko jest w porządku. W tym wszystkim cieszę się najbardziej z jednego, że mogę normalnie i swobodnie oddychać - podkreśla. W ostatnim meczu z Pogonią Szczecin, którzy "Górnicy" wygrali u siebie 2-1, Erik Janża znowu należał do najlepszych w swoim zespole. To po jego strzale Hubert Matynia wybijał piłkę ręką z linii bramkowej, za co ukarany został czerwoną kartką, a zabrzanie wykonywali - skutecznie - karnego. - W ostatnich 15-20 minutach było trudniej, bo brakowało trochę sił, ale generalnie mogę być zadowolony. Przez 2,5 tygodnia trenowałem naprawdę mocno, po dwa razy dziennie, żeby dojść do siebie. Teraz jest już dobrze - cieszy się Słoweniec. Michał Zichlarz Więcej aktualności sportowych znajdziesz na sport.interia.pl Kliknij!