Górnik Łęczna to w tym sezonie bardzo wdzięczny rywal dla Legii. Podczas gdy inne zespoły wykorzystywały słabość Legii i nabijały sobie w meczach z nią punkty, klub z Lubelszczyzny pomaga mistrzom Polski przetrwać ciężkie czasy. Legia po raz trzeci w tym sezonie zmierzyła się z Górnikiem i po raz trzeci zeszła z boiska z wygraną. We wrześniu w lidze wygrała 3:1, a niewiele ponad tydzień temu z w Pucharze Polski 2:0. Ten drugi mecz był równie cenny, co ligowe zwycięstwa, bo dał Legii nadzieje na awans do europejskich pucharów, bo po wygranej jest już w półfinale. Żelazna defensywa Na Legię nadal ciężko się patrzy, ale Aleksandar Vuković przywrócił to, czym Legia imponowała się na początku sezonu - solidną defensywę. W meczu z Górnikiem zabrakło w niej Maika Nawrockiego, który w spotkaniu ze Śląskiem Wrocław obejrzał czwartą w tym sezonie żółtą kartkę. Kiedy wszyscy oczekiwali, że zastąpi go rekonwalescent Artur Jędrzejczyk, Vuković nie zamierzał w ważnym meczu ryzykować i wystawiać piłkarza po kontuzji, miejsce w pierwszym składzie dał Lindsayowi Rose. Reprezentant Mauritiusu nie popełnił większych błędów. Obrona Legii kierowana przez przyszłego reprezentanta Polski Mateusza Wieteskę (Czesław Michniewicz nie ukrywa, że znajdzie dla niego miejsce kadrze) w kolejnym meczu zagrała bardzo solidnie. Absencja Jędrzejczyka mogła zaskoczyć, ale największym nieobecnym w Łęcznej był drugi z Arturów - Boruc. - Czarek Miszta w ostatnich spotkaniach pokazał, że zasługuje na miejsce w bramce. Boruc jest dla klubu zbyt ważną postacią, żeby sadzać go na ławce rezerwowych. Artur albo w bramce, albo wcale - tłumaczył pokrętnie przed meczem trener Legii. Obsada bramki i obrony przestały być dla Vukovicia problemem. Im dalej w przód jednak, tym problemów ma więcej. W Łęcznej fatalnie wyglądała lewa strona ofensywy. Filip Mladenović był irytująco niedokładny, a grający przed nim Rafael Lopes chyba nie bardzo wiedział, skąd wziął się w tym miejscu boiska. Rosołek robi swoje Portugalczyk - w porównaniu z poprzedniem meczem ze Śląskiem - zmienił w pierwszym składzie Macieja Rosołka. Młody napastnik pojawił się na boisku po przerwie za Jurgena Celhakę i od razu gra Legii zaczęła wyglądać nieco lepiej. W 52. min legioniści cieszyli się z gola po raz pierwszy. Pod bramką Macieja Gostomskiego było olbrzymie zamieszanie. W końcu piłka spadła pod nogi Bartosza Slisza, który trafił do bramki z kilkunastu metrów. Sędziemu Szymonowi Marciniakowi coś jednak nie pasowało i sprawdził sytuację. VAR pokazał, że Slisz pomógł sobie ręką. Gol został anulowany. W 67. min radość gości była już zasadna. Josue sprytnie zagrał do Mattiasa Johanssona, który dośrodkował w pole karne, gdzie pięknie z półobrotu uderzył Rosołek. Później na boisku niewiele się już działo. Legia pilnowała wyniku. Gospodarze zagrozili jej dopiero pod sam koniec, ale Miszta pokazał, że Vuković słusznie na niego stawia. Teraz przed Legią ostatni z serii łatwych meczów - na Łazienkowską przyjeżdża Bruk-Bet Termalica Nieciecza, żeby rozegrać zaległe spotkanie z trzeciej kolejki. Potem zaczynają się schody. Za tydzień Legia jedzie do Częstochowy na mecz z Rakowem.