Zagłębie przystępowało do spotkania podbudowane trzymeczową serią zwycięstw. Podopieczni Waldemara Fornalika ograli kolejno Lecha Poznań, Miedź Legnica i Radomiaka Radom. Poprawili dzięki temu swoje notowania w tabeli i uciekli od strefy spadkowej, co było głównym celem postawionym przed doświadczonym szkoleniowcem przez włodarzy lubińskiego klubu. W sobotnie popołudnie "Miedziowi" stanęli przed trudnym zadaniem - na ich stadion przyjechała nieprzewidywalna w tym sezonie Pogoń. Szczecinianie charakteryzują się niezwykłymi wręcz wahaniami formy. Można się więc było zastanawiać, jaką twarz pokażą tym razem. Trener Jens Gustafsson zapewniał, że ofensywną, tego samego spodziewał się zresztą również po gospodarzach. - Oczekuję, że to będzie podobny mecz do naszego w Płocku. Sądzę, że obie drużyny będą chciały atakować. Myślę, że kibicom obraz gry będzie się podobał. Zagłębie to dobry zespół z doświadczonym trenerem, który wie, jak prowadzić drużynę. To widać w ich atakach - tłumaczył Szwed podczas konferencji prasowej w czwartek. Zagłębie - Pogoń: Do przerwy bez goli Początek starcia zdawał się potwierdzać słowa szkoleniowca. Pogoń - jak to ma w zwyczaju - odważnie ruszyła na rywala i starała się zagrozić defensywie miejscowych. "Portowcy" mieli przewagę optyczną, a także tę wynikającą z czasu spędzonego przy piłce. Nie potrafili - co również jest dla nich w tym sezonie charakterystyczne - zamienić dominacji na celne strzały i bramki. W międzyczasie przebudzili się natomiast lubinianie, którzy atakowali przede wszystkim skrzydłami. Dobrze wyglądała zwłaszcza współpraca na linii Damjan Bohar - Kacper Chodyna. Po drugiej stronie najaktywniejsi byli: Kamil Grosicki, a także Sebastian Kowalczyk i Wahan Biczakczjan, którzy zagrali razem, co zdarza się niezwykle rzadko. Polak wystąpił na skrzydle, a Ormianin - jako ofensywny pomocnik. W zamyśle Gustafssona miało to sprawić spore problemy obronie gospodarzy. Do przerwy wypaliła tylko pierwsza część planu - obaj faktycznie mieli swoje okazje, ale solidarnie je zmarnowali. W końcówce pierwszej połowy blisko gola był także Luka Zahović. Jego uderzenie wślizgiem z wielkim trudem zatrzymał Sokratis Dioudis. Ekstraklasa: Gol w samej końcówce! Po zmianie stron obraz gry pozostawał podobny. Od razu po wznowieniu spotkania obie drużyny starały się otworzyć wynik, a kibice mogli tylko zacierać ręce. Wszystko wskazywało na to, że bramki są już tylko kwestią czasu. Dobrze spisywali się jednak bramkarze, więc wciąż utrzymywał się wynik 0:0. Zagłębie jedną ze swoich najlepszych szans miało w 63. minucie, kiedy w pole karne gości wpadł rozpędzony Damjan Bohar. W ostatniej chwili zablokował go jednak Linus Wahlqvist. Szczecinianie także próbowali szczęścia, choć nie z taką zawziętością, jak w pierwszej połowie i na początku drugiej. Wydawało się, że obie ekipy podzielą się punktami. W drugiej minucie doliczonego czasu gry impas przełamał jednak Marcel Wędrychowski, który wykorzystał dośrodkowanie Linusa Wahlqvista. Młodzieżowiec zapewnił "Portowcom" cenne zwycięstwo, a sam zdobył pierwszą bramkę w Ekstraklasie. Jakub Żelepień, Interia