Marek Papszun nic nie zawalił. Pechowo przegrał z lepszym Dziś się łatwo strzela do Rakowa. Za to, że jego piłkarze "zdechli" fizycznie w końcówce rewanżu ze Slavią. Wyjaśnienie przyczyn tego jest akurat proste. To nie tak, że Marek Papszun i jego sztab coś zawalili. Przez pierwszą godzinę mecz był prowadzony na takiej intensywności, niespotykanej w Polsce, że jego piłkarze zużyli w tym okresie energię, którą mieli na cały mecz i dogrywkę. I zamiast myśleć o walce o awans, próbowali się po prostu utrzymać na nogach, przetrwać te męczarnie. Byli maratończykami przygotowanymi do pokonania dystansu w cztery godziny, a los ich ustawił do "pociągu" biegnącego na złamanie "trójki". Wytrwali do 25. km i padli. Nie chcę powiedzieć przez to, że Slavia w swej lidze jest przyzwyczajona do bardziej intensywnej gry. Czeska liga to podobny poziom do naszej. Natomiast prażanie potrafią wznieść się ponad nią, dzięki regularnym występom w europejskich pucharach. Oni grają w nich co roku i na ogół nie kończą swego udziału na fazie grupowej. Np. w ubiegłym sezonie z Ligi Konferencji odpadli dopiero w marcu, w 1/8 finału, ulegając Glasgow Rangers. Slavia jest na tyle bogatym klubem, że potrafi utrzymać szeroką kadrę dobrze wyselekcjonowanych piłkarzy, dzięki czemu godzi rywalizację europejską z krajową. Dlatego Raków nie zawalił przygotowania fizycznego. Zawiodła w jego przypadku skuteczność pod bramką rywala. Z sytuacji, które stworzył miał obowiązek strzelić choćby jednego gola. Najbliższy tego był Mateusz Wdowiak, który powinien popracować nad trafianiem do siatki z ciasnego kąta, będąc w pełnym biegu. To się da wyćwiczyć. Michniewicz znalazł sposób na Slavię Dziś wypada jeszcze raz docenić to, co zrobił rok temu z Legią Czesław Michniewicz, który na tym samym stadionie w Pradze zremisował ze Slavią 2-2, spychając ją do Ligi Konferencji, a samemu awansując do Ligi Europy. Później się okazało, że Legia kadrowo nie jest gotowa do rywalizacji na dwóch poligonach. Raków jest na dobrej drodze. W jego wypadku powinna zadziałać zasada "do trzech razy sztuka". Rok temu na ostatnim szczeblu wyraźnie mocniejszy był Genk. Teraz - nieznacznie Slavia, ale punkty, jakie częstochowianie zdobyli w rankingu i doświadczenie wyniesione z tej rywalizacji nie przepadną. Częstochowianie będą walczyć o mistrzostwo Polski. Lech Poznań pokazał, że awans ze ścieżki mistrzowskiej jest dużo prostszy. M.in. w związku z tym, że "Kolejorz", który zaoszczędził na transferach, ostatnio m.in. przegrał z Piastem walkę o Damiana Kądziora i w lidze wiedzie mu się słabo, Raków jest jednym z poważniejszych kandydatów do jego detronizacji. Tymczasem Lech ma jeszcze sześć dni na wzmocnienie, a nie uzupełnienie składu. Tym bardziej, że w czwartek w Luksemburgu kontuzji doznał Mikael Ishak. Jesienią "Kolejorza" czeka co najmniej sześć czwartków z Liga Konferencji. Siłą rzeczy dla piłkarzy będą to bardziej atrakcyjne boje od tych ligowych. Dlatego warto mieć w szafie drugie, równie atrakcyjny garnitur, by paradować w nim na salonach PKO Ekstraklasy.