To, co wydarzyło się w niedzielę 20 czerwca 1993 roku, trudno opisać. To było jedno z apogeów korupcjogennego układu, zżerającego polską ligową piłkę. Nawet więcej, był to jeden z największych, jeżeli nie największy skandal w już stuletniej rywalizacji o mistrzostwo Polski w piłce nożnej. Jak to wszystko wyglądało? Strzelanie na potęgę Przed ostatnią 34. kolejką tabelę otwierała prowadzona przez Janusza Wójcika Legia Warszawa z 47 punktami na koncie i bilansem bramkowym 50-26. Drugi był ŁKS. Łodzianie trenowani przez Ryszard Polaka też mieli na koncie 47 pkt., ale gorszy bilans bramkowy, bo 53-32. Trzeci z 46 "oczkami" na koncie był urzędujący mistrz Polski Lech. "Kolejorz" miał świetny bilans bramek 67-26, ale wobec wygranych Legii i ŁKS w ostatniej kolejce niewiele był w stanie zdziałać. Kluczowe dla losów mistrzowskiego tytułu w sezonie 1992/93 były mecze ŁKS ze zdegradowaną już Olimpią Poznań, a także starcie Wisły Kraków z Legią. W drodze po tytuł liczyło się każde trafienie. No i zaczęło się zdobywanie goli na potęgę... Oba spotkania rozgrywano o tym samym czasie. Mecz pod Wawelem prowadził Marian Dusza z Katowic, starcie w Łodzi sam Michał Listkiewicz. Do przerwy drużyna Janusza Wójcika prowadziła 2-0 po trafieniach Wojciecha Kowalczyka. Łodzianie byli lepsi, bo strzelili Olimpii trzy gole, nie tracąc żadnego. Do zdobycia mistrzostwa potrzebne było im jednak zwycięstwo trzema bramkami więcej, niż warszawianie. Początek drugiej połowu w Krakowie i Łodzi to farsa. Po niewiele ponad godzinie ŁKS, po trafieniach Tomasza Wieszczyckiego - dwa gole, a także Andrzeja Ambrożeja, Tomasza Cebuli i samobójczym trafieniu Mirosława Szymkowiaka prowadzili już 5-0! Legia nie została jednak w tyle, bo przy Reymonta najpierw trzeciego gola w 55 minucie zdobył Dariusz Czykier, a potem klasycznego hat-tricka zaliczył Maciej Śliwowski, pokonując Jacka Bobrowicza pomiędzy 63. a 69. minutą. 6-0 dla Legii! Choć nie było wtedy jeszcze telefonów komórkowych, to w Łodzi dobrze wiedzieli, co dzieje się w Krakowie. Redaktor Wojciech Filipiak relacjonował w katowickim "Sporcie": "Przy prowadzeniu 5-0 "przecieki" na boisko odebrały gospodarzom chęci do gry. Goście przeprowadzili w tym czasie kilka kontr, aż Suchomski zdobył honorową bramkę dla swojego zespołu. Doping publiczności sprawił jednak, że w samej końcówce ŁKS zdobył jeszcze dwie bardzo ładne bramki. Z niesmakiem komentowano w Łodzi wynik meczu w Krakowie. Kibice cieszyli się jednak z sukcesu swojej drużyny, bo przecież przed sezonem mało kto liczył na tak wysoką pozycję". Mecz ŁKS - Olimpia zakończył się rezultatem 7-1! 20 milionów na głowę, to za mało W Krakowie 8 tys. kibiców na trybunach starego stadionu wściekłość zaczęło wyładowywać nie tylko na piłkarzach, ale też na sponsorze i właścicieli Piotrze Voigcie. Ten po czwartym trafieniu legionistów złożył rezygnację z pełnionej funkcji na rzecz prezesa "Białej Gwiazdy" - Ludwika Mięty-Mikołajewicza. Wściekli z obrotu sprawy kibice krakowskiego klubu zagrozili właścicielowi Wisły, że podłożą bomby pod jego dom i firmę! - Jest mi naprawdę przykro, że kibice nie wykazali pełnego zrozumienia, mnie obciążając odpowiedzialnością za tę farsę. Za zwycięstwo piłkarze mieli otrzymać 300 mln zł do podziału. Na więcej niestety nie było mnie stać. To było jednak 20 mln na głowę i nie wiem, czy w całym sezonie gdzie indziej ktoś otrzymał więcej. W tym meczu nawet to nie wystarczyło - komentował Piotr Voigt w "Sporcie". Za komentarz niech posłużą jeszcze oceny dla bloku defensywnego Wisły za przegrane 0-6 spotkanie (skala 1 do 10), bramkarza Jacek Bobrowicz 1, obrońcy Grzegorz Lewandowski, Robert Włodarz, Janusz Gałuszka i Jarosław Giszka również po 1. Mistrzem został Lech Komentarze po tamtych wydarzeniach? "Bramkowy kabaret", "Koniec ośmiesza dzieło". Początkowo PZPN utrzymał rezultaty z boiska, ale pod wpływem opinii publicznej, która była zbulwersowana tym, co się stało, wkrótce cofnął swoje decyzje. Wyjaśnień zażądała też UEFA. W tej sytuacji 9 i 10 lipca, najpierw zarząd PZPN, a zaraz potem Walne Zgromadzenie Sprawozdawcze PZPN anulowało ostatnie wyniki Legii i ŁKS. W tej sytuacji oba zespoły miały po 47 punktów, tyle co Lech, który swój ostatni mecz zremisował 3-3 u siebie z Widzewem Łódź. Poznaniacy mieli najkorzystniejszy bilans bramkowy, bo plus 41 i to oni drugi raz z rzędu zostali mistrzem. Legia i ŁKS, drugie i trzecie w tabeli, nie zostały nawet dopuszczone do gry w europejskich pucharach, a nowy sezon zaczęły z minus trzema punktami na koncie, podobnie jak krakowska Wisła. Choć ówczesny prezes Legii Jerzy Borowiak mówił, że warszawski klub podporządkuje się decyzji zjazdu PZPN, to potem przez lata klub walczył, żeby ten tytuł "odzyskać". Legioniści nic jednak nie wskórali. Michał Zichlarz