Te 10 lat, które minęły od meczu na stadionie w Bełchatowie, dokładnie pokazują, jak wielką ewolucję przeszedł od tamtego czasu finałowy bój o Puchar Polski. Wówczas te rozgrywki były traktowane po macoszemu, finał na małym stadionie w Bełchatowie oglądało w niedzielne południe 5 tys. osób. We wtorek na Stadionie PGE Narodowym Lech i Arka Gdynia zagrają w obecności ponad 50 tys. widzów. Aż trudno sobie wyobrazić, by zabrakło w nim najlepszego strzelca "Kolejorza" Marcina Robaka oraz głównego reżysera akcji tej drużyny - Radosława Majewskiego. Obaj staną przed drugą szansą wywalczenia tego trofeum. Poprzednio ta sztuka udała się tylko Majewskiemu. 10 lat temu Majewski reprezentował Dyskobolię, a Robak był piłkarzem Korony. Ten pierwszy dwa miesiące wcześniej zadebiutował w ekstraklasie, klub z Wielkopolski kupił go zimą ze Znicza Pruszków. Co ciekawe, na początku tamtej edycji Pucharu Polski Groclin z trudem, po golu w 90. minucie, pokonał Znicz 2-1, a w zespole rywali grali: Majewski, Igor Lewczuk i Robert Lewandowski. Dyskobolia zdecydowała się na transfer tego pierwszego. Starszy od Majewskiego o 4 lata Robak rozgrywał z kolei swój drugi sezon w ekstraklasie w Koronie. Już rok wcześniej jego zespół był bliski gry w finale, ale przegrał rundę wcześniej z Zagłębiem Lubin. - Robinho? Powinienem go pamiętać, bo ten sam grzebień ma przez całe życie, ale niestety nie pamiętam. Chwilę rozmawialiśmy o tym meczu, mówił że wszedł z rezerwy, bo podstawowym napastnikiem był Maciej Kowalczyk, ale ja nie zwracałem na to uwagi. Chcieliśmy wygrać, to był mój pierwszy sezon na tym poziomie. No i dobrze się ułożyło, ja strzeliłem, później Jarek Lato i dzięki temu weszliśmy do pucharów - wspomina Majewski. Jego gol w 16. minucie dał Dyskobolii prowadzenie, niecały kwadrans później czerwoną kartkę zobaczył Mariusz Zganiacz z Korony, a wynik na 2-0 ustalił po przerwie Lato. - A ja Radka pamiętam, właśnie z tego gola. Ten strzał to był taki "kondom", nie miał prawa wpaść - żartuje się Robak. A co do grzebienia, to coś z tym jest. Graliśmy ostatnio w Płocku, była potężna ulewa, aż tu nagle Maciek Gajos mówi, że wszystkim włosy lecą, a u mnie ten kogut cały czas stoi - dodaje z uśmiechem lider klasyfikacji strzelców Lotto Ekstraklasy, który ma charakterystyczną fryzurę. Robak wspomina, że dla Korony awans do finału był sukcesem. - To były początki Korony w ekstraklasie, niezły okres dla klubu i dla mnie. O otoczce tamtego meczu nie ma co wspominać, nawet poprzedni finał Lecha z Legią był całkowicie odmienny od tamtego z Bełchatowa. Zupełnie inna bajka - mówi Robak, który liczy na to, że będzie mógł unieść puchar. Tak samo, jak Majewski 10 lat temu. - Najpierw muszę go zapytać, czy miał okazję, czy w ogóle do niego doszedł - śmieje się napastnik Lecha. - Tak, to inna otoczka. W Bełchatowie ludzie przyszli chyba po kościele na stadion, wielu ich nie było. Teraz 50 tysięcy i fajna atmosfera z dwóch stron. Aż chce się jechać i wygrać. Cały rok gra się w kolejnych rundach po to, by na końcu tego nie zepsuć - dodaje Majewski, który poczuł, jak to jest być "współwinnym" odpadnięcia w półfinale. Na początku maja 2009 roku Polonia Warszawa, którą reprezentował, grała o finał z Lechem Poznań i w obu spotkaniach był remis 1-1. Poznaniacy wykorzystali trzy rzuty karne, a "Czarne Koszule"... trzy zmarnowały i było po wszystkim. Majewski strzelał ostatni - posłał piłkę ponad poprzeczką bramki Ivana Turiny. - Ta piłka cały czas leci albo zatrzymała się na tym zegarze na Polonii. Szkoda, było po marzeniach - wspomina. Początek wtorkowego finału Pucharu Polski Lech Poznań - Arka Gdynia o godz. 16. Andrzej Grupa