Trudno racjonalnie wyjaśnić, co działo się z kilkoma piłkarzami Legii w pierwszym kwadransie spotkania z Miedzią. "Kartofliska", czyli Radosław Rzeźnikiewicz, organizował kiedyś "Mistrzostwa Świata w Udawaniu Gry w Piłkę". Legioniści świetnie by się tam odnaleźli, bo przez pierwsze minuty spotkania wyglądali, jak grupa parodystyczna udająca zawodowych piłkarzy. Już w 2. min spotkania Maxime Dominguez w dziecinnie łatwo zabrał piłkę Rafałowi Augustyniakowi, podal do Angelo Henriqueza, który z bliska mocnym strzalem pokonał Kacpra Tobiasza. Fatalny błąd w tej sytuacji popełnił piłkarz, który do wielkiej piłki wystartował właśnie z Legnicy, bo z Miedzi Augustyniak wyjechał do Rosji, gdzie był czołowym defensywnym pomocnikiem tamtejszej ekstraklasy, dzięki czemu trafił do reprezentacji Polski, a później do Legii. Trzeba przyznać, że dawnemu klubowi odwdzięczył się w niecodzienny sposób. Po kwadransie gry wydawało się, że Legia poniesie w tym meczu klęskę podobną do tej, której doznała w niedzielę w Częstochowie, gdzie przegrała 0:4 z Rakowem. Piłkarze gości co chwilę przechwytywali piłki, które tracili niemal przy każdym z nią kontakcie - Augustyniak, Mattias Johansson, Maciej Rosołek oraz Bartoszowie Slisz i Kapustka. To co działo się na murawie było absolutnie niewytłumaczalne. - Wyszliśmy na to spotkanie bez koncentracji. Obiecuję, że coś takiego już się nie powtórzy i nie zagramy tak słabej połowy - kajał się w przerwie Augustyniak. Ryknęli po raz pierwszy Zanim jednak wypowiedział te słowa, w 13. min Slisz źle do niego podał, znowu piłkę przechwycił Dominguez, wyłożył Luciano Narsinghowi, który strzałem w długi róg pokonał Tobiasza. Kiedy na tablicy pojawił się wynik 0:2, wypełnione w kolejnym meczu z rzędu trybuny stadionu przy Łazienkowskiej ryknęły w złości. Legioniści wciąż nie wiedzieli co się dzieje i wciąż popełniali fatalne błędy. W 20. min Nasringh znowu znalazł się sam przed bramkarzem Legii. Próbował go lobować, ale Tobiasz nie dał się zaskoczyć. Ta sytuacja otrzeźwiła gospodarzy. Filip Mladenović popędził prawą stroną, dośrodkował w pełnym biegu, a Paweł Wszołek z bliska efektownym szczupakiem, umieścił piłkę w siatce. Cud przed przerwą Koledzy zobaczyli, że lewy obrońca z Serbii ma swój dzień i często "uruchamiali" go na lewej stronie. W 45.min Josue wykonywał rzut rożny z prawej strony boiska. Portugalczyk świetnie dośrodkował do stojącego tuż przed polem karnym Mladenovicia, który atomowym uderzeniem z woleja pokonał Pawła Lenarcika. Jakimś cudem Legia zeszła na przerwę, remisując 2:2. Kolejny cud przytrafił się niedługo po niej. Na boisku za Johanssona i Kapustkę pojawili się Lindsay Rose i Ernest Muci. gospodarze zaczęli popełniać mniej błędów. W końcu w 55. min Mladenović znowu lewą nogą, znowu z woleja pakuje od słupka piłkę do siatki gości. Asystą zrewanżował mu się Wszołek, który pięknie odnalazł w polu karnym nieobstawionego Serba i precyzyjnie do niego dośrodkował z prawej strony, niemal z końcowej linii boiska. Legia ratowała przegrany, wydawało się mecz. Defensywa gości popełniała błąd za błędem. Szalał Carlitos, ale nie miał szczęścia przy strzałach, w sytuacjach, które sam sobie wypracowywał. Goście gaśli z minuty na minutę. Podłamały ich dwa gole nie uznane przez VAR, ale w obu sytuacjach spalone były ewidentne, więc Miedź nie może mieć pretensji do sędziów. W 79. min z boiska wyleciał bohater pierwszego kwadransa Henriquez, który zobaczył drugą żółtą kartkę. Chwilę póżniej mogło być 4:2, ale strzał Josue zamiast bramkarza świetnie wybronił Nemanja Mijusković. Szlagier bez Josue W 82. min pech dopadł drugiego z bohaterów Miedzi. Maxime Dominguez doznał kontuzji i musiał opuścić boisko. Chyba nie tak wyobrażał sobie zakończenie meczu, który tak świetnie rozpoczął. Legia wygrała ale straciła swojego kapitana. 1 października w szlagierze rundy w Poznaniu przeciwko Lechowi nie zagra Josue, który zobaczył czwartą żółtą kartkę w sezonie. Była wyjątkowo głupia, bo Portugalczyk pod koniec pierwszej połowy pchał bez sensu Domingueza, który jego zdaniem stał za blisko, blokując wykonanie rzutu rożnego. Mladenović może być z kolei największym wygranym tej rundy spośród legionistów. Po słabym poprzednim sezonie zawziął się, żeby dojść do wysokiej formy i pojechać z reprezentacją Serbii na mistrzostwa świata w Katarze. Jeśli selekcjoner Dragan Stojković oglądał mecz z Miedzią, to z pewnością go nie pominie.