PKO Ekstraklasa. Piast Gliwice wygrywa z Cracovią 5 września 2022 - to data ostatniego ligowego zwycięstwa u siebie Piasta Gliwice. Z drugiej strony Cracovia, która na wyjeździe w tym sezonie zgarniała komplet punktów raptem trzykrotnie. Oczekiwania mogły być więc nie najwyższe, ale zawodnicy obu zespołów mimo kilku przeciwności na czele z murawą, podtrzymali przyjemne wrażenie, które zostało po piątkowych meczach 22. kolejki. Przynajmniej na początku. Mocny początek pierwszej połowy na beznadziejnej murawie Już po 10 minutach mogło być 1:1. Chrapek trafił nawet do siatki po nieco przypadkowym zgraniu od Wilczka, ale dosyć sprawna podpowiedź z wozu VAR pokazała, że byl on na wyraźnym spalonym. Cracovia odpowiedziała ładną zespołową akcją. Bohater poprzedniej kolejki, Otar Kakabadze, idealnie podłączył się prawą stroną i wyłożył piłkę do Atanasova, ten jednak nie do końca dobrze w nią trafił i ułatwił interwencję Plachowi. Nieco gorzej było niestety w kolejnych minutach pierwszej części gry. Pasy przyjęły swoją stałą już w tym sezonie taktykę, polegającą na delikatnym osadzeniu się w okopach i szukaniu swoich szans do kąsania rywali. Grę prowadzić musiał więc Piast, a przed przerwą jego pomysłem było głównie wykorzystanie skrzydeł i regularne dośrodkowywanie w pole karne. Piłek w szesnastce Cracovii lądowało mnóstwo, konkretnych efektów tego jednak było jak na lekarstwo, bo ciężko tak powiedzieć o niecelnym strzale głową Mosóra czy ostrej wrzutce Kądziora, której zabrakło odpowiedniego przecięcia. Optyczna przewaga piłkarzy Aleksandara Vukovicia była jednak spora. Autodestrukcja Cracovii na starcie drugiej połowy Jacek Zieliński trafił w dziesiątkę ze zmianami w przerwie przed tygodnią w meczu ze Stalą. Podobnego "strzału" szukał też w Gliwicach i w związku z tym od początku drugiej połowy na boisku pojawili się Jewhen Konoplanka i Benjamin Kallman. Ten impuls rzeczywiście się zdarzył, tylko z zupełnie przeciwnym dla Cracovii skutkiem. Ukrainiec dosyć łatwo stracił piłkę w bocznym sektorze boiska, zawodnicy Piasta szybko przenieśli akcję do środka pola, tam opanował ją Tomasiewicz, ustawił sobie na nodze i posłał fenomenalne uderzenie z ponad 20 metrów. Niemczycki nie miał żadnych szans, a Tomasiewicz otrzymał konkretny prezent za swoją ciężką pracę w poprzedniej kolejce, kiedy zamiast na grze w piłkę musiał skupiać się przeszkadzaniu Josue. Cracovia przyzwyczaiła, że lubi sobie robić pod górkę szczególnie z drużynami z dolnych rejonów tabeli. Nie inaczej było także w sobotnie popołudnie. W meczach z Koroną i Legią Pasy prokurowały wyjątkowo nieodpowiedzialne rzuty karne i w Gliwicach dopełniły w ten sposób małego wiosennego hat-tricka. Ghita w mało groźnej sytuacji zahaczył rywala i jedenastka była ewidentna, chociaż znów potrzebna była pomóc zespołu VAR. Z karnego pewnie trafił z kolei Dziczek, pokazując Niemczyckiemu, że sposoby, które potrafiły zdekoncentrować Josue, na niego nie działają. Nie minął nawet kwadrans drugiej połowy, a Piast miał ją już w zasadzie ustawioną. Spokojnej końcówki jednak Piast do końca nie miał, bo w 65. minucie pozwolił Cracovii złapać kontakt. Część win odkupił Konoplanka robiąc przewagę na lewej stronie i wywalczając rzut wolny. Z niego świetne dośrodkowanie posłał Atanasov, a na dalszym słupku Arttu Hoskonen był kompletnie niepilnowany i podręcznikową główką zdobył swojego pierwszego gola po przeprowadzce do Polski. To był jednak jedyny pozytywny przebłysk gości po przerwie. Po golu na chwilę przejęli inicjatywę i nieco zepchnęli rywali w kierunku ich pola karnego, ale Piast szybko się pozbierał i starał się nie dopuścić do żadnej przykrej dla siebie niespodzianki. Cracovia znów gładko traci punkty z zespołem z dołu tabeli, co powoli staje się niezłym tematem na sporą pracę badawczą. Tym na pewno nie przejmują się jednak w Gliwicach, bo wiosną widać wyraźną poprawę w grze i stopniowo powinno to być widać także w tabeli.