Konfrontacja drużyn zimujących w strefie spadkowej siłą rzeczy nie mogła kandydować do miana szlagieru kolejki. Mimo wszystko mógł to być doskonały deser ligowego weekendu. Batalia o przetrwanie w krajowej elicie - przynajmniej w teorii - stanowiła gwarancję emocji. Boiskowa proza jak zwykle zweryfikowała przedmeczowe spekulacje. Spotkanie nie zasłużyło na rangę widowiska. Nie zabrakło jednak bramek, kontrowersji i niespodziewanego zwrotu akcji. FIFA karze, ŁKS płaci. Wyścig z czasem. Padnie rekord obcokrajowców Pierwszy cios i skuteczna riposta. Była szósta minuta doliczonego czasu gry Pierwsi trafili do siatki gospodarze. Do wysokiej piłki bardzo niepewnie wyszedł stojący w bramce łodzian Dawid Arndt, zaliczył nieudane piąstkowanie i wygenerował we własnym polu karnym spore zamieszanie. Najprzytomniejszy okazał się w tej sytuacji Yoav Hofmeister, uderzeniem z bliskiej odległości otwierając wynik spotkania. Arbiter nie wskazał od razu na środek boiska. Na monitorach VAR trwała analiza tej sytuacji z uwagi na podejrzenie faulu na bramkarzu. Ostatecznie jednak nie dopatrzono się przewinienia. Dla Izraelczyka z niemieckim paszportem to pierwszy gol zdobyty na arenach PKO Ekstraklasy. Wydawało się, że kielczanie zejdą na przerwę ze skromnym prowadzeniem. Ale w szóstej minucie doliczonego czasu gry niespodziewanie bramkową akcję przeprowadzili goście. Szybki atak strzałem bez przyjęcia wykończył Husein Balić - przełamał ręce interweniującego Konrada Forenca i było 1-1. Jednego wyrzucają, drugi sam odszedł. Kolejne kłopoty beniaminka Ekstraklasy Debiut jak marzenie. Meksykanin bohaterem ostatniej akcji Po zmianie stron żwawiej do natarcia ruszyli piłkarze ŁKS-u. Efekt? Już po niespełna czterech minutach piłka ponownie wylądowała w bramce Korony. Trafienie Kaya Tejana nie zostało jednak uznane z powodu ofsajdu. Ten sam zawodnik bliski był zaliczenia asysty, gdy idealnie obsłużył Daniego Ramireza. Hiszpan znalazł się w sytuacji sam na sam z Forencem i... nie wyszedł z tego pojedynku zwycięsko. Golkiper kielczan zachował więcej zimnej krwi. Losy spotkania rozstrzygnąć mógł w 87. minucie Jewgienij Szykawka. Białoruski napastnik Korony złożył się do przewrotki i uderzył celnie, ale udaną interwencją popisał się tym razem Arndt. Gola na wagę kompletu punktów w czwartej minucie doliczonego czasu gry strzelił Danny Trejo. Meksykanin, debiutujący w ekipie "Scyzoryków", huknął wolejem sprzed pola karnego nie do obrony. Tym samym kielczanie wykorzystali okazję, by już w pierwsze kolejce po zimowej przerwie uciec ze strefy spadkowej. Na samym dnie tkwi w niej natomiast ŁKS. Do pierwszej bezpiecznej lokaty traci aż 10 punktów.