W ostatnich dniach w stolicy naszego kraju wreszcie pojawiło się choćby trochę radości. Po przegranym meczu wyjazdowym z Radomiakiem, zaledwie kilka dni temu Legia odkuła się w ćwierćfinale Pucharu Polski. Co prawda przy ulicy Łazienkowskiej nie brakowało kontrowersji, jednak liczył się końcowy wynik, a ten wynosił 3:1 dla "Wojskowych", którzy wyeliminowali Jagiellonię Białystok i są tylko jeden krok od pojedynku na PGE Narodowym o prestiżowe trofeum. Dziś o 20:15 odbędzie się zresztą losowanie, ale zanim kulki pójdą w ruch, podopieczni zawieszonego za kartki Goncalo Feio zmierzyli się ze Śląskiem Wrocław. Ekipa ze stolicy Dolnego Śląska teoretycznie wydawała się łatwym do ogrania rywalem. Ostatnie miejsce zajmowane w PKO BP Ekstraklasie mówiło samo za siebie. Z drugiej strony, niedawno u wicemistrzów kraju doszło do zmiany trenera. Misji utrzymania w elicie podjął się Ante Simundza. Słoweniec zresztą zaliczył w miarę udane wejście. Niedawno Śląsk pewnie u siebie pokonał Widzewa Łódź, lecz starcie z Legią to zupełnie inna para kaloszy. Wrocławianie nie zamierzali jednak rozkładać przed przeciwnikami czerwonego dywanu. Przez większą część pierwszej połowy na tablicy wyników widniał bezbramkowy remis. Rezultat zmienił się dopiero dziesięć przed zejściem obu zespołów do szatni. Nieoczekiwane odejście z Barcelony? Nie wahał się, jasna wiadomość dla Flicka Błąd linii defensywnej gości wykorzystali Marc Gual oraz Ilja Szkurin, którzy wymienili się podaniami. Gdy Hiszpan po raz drugi otrzymał futbolówkę, huknął nie do obrony, wyprowadzając stołecznych na prowadzenie. Odpowiedź czerwonej latarni rozgrywek? Natychmiastowa. Zaledwie kilkadziesiąt sekund później ponownie był już remis za sprawą trafienia Asada Al Hamlawiego. Szwed wykorzystał dośrodkowanie Arnau Ortiza i sprawił, że przy Łazienkowskiej nastroje kibiców zmieniły się o sto osiemdziesiąt stopni. Piotr Zieliński musiał się z tym liczyć. Tak kibice przyjęli go w Neapolu Legia najadła się strachu. Ale tylko na chwilę, gole w drugiej połowie przesądziły Spokój na trybunach ponownie zapanował jednak stosunkowo szybko. Zaledwie cztery minuty po powrocie zawodników na boisko, sprawy w swoje nogi wziął Ruben Vinagre. Portugalczyk uderzył zza pola karnego, piłka jeszcze musnęła po drodze jednego z piłkarzy Śląska i wpadła do bramki strzeżonej przez Rafała Leszczyńskiego. Legia nie zamierzała na tym poprzestać. Z trafienia następnie cieszył się Ryoyu Morishita, lecz sędzia dopatrzył się spalonego. Tuż przed końcem konfrontacji nie było już jednak wątpliwości i gol Wojciecha Urbańskiego został zdobyty prawidłowo. Warszawianie, dzięki triumfowi, zrównali się punktami z Pogonią Szczecin. Niewykluczone, że oba te zespoły zmierzą się też o finał Pucharu Polski, ponieważ są w gronie półfinalistów zmagań.