Chyba pierwszy raz w historii Cracovia na swoim stadionie była w roli gości. To Puszcza była gospodarzem, a w ekstraklasie mecze "u siebie" rozgrywa na boisku przy ul. Kałuży. To tu zdobyła osiem ze wszystkich dziewięciu punktów. By myśleć o utrzymaniu, trzeba wygrywać przede wszystkim u siebie. Tym razem poprzeczka wisiała wyżej, bo to jednak Cracovia powinna czuć się pewniej na stadionie. Obie drużyny nie imponują formą. Cracovia, tak jak rok wcześniej, dobrze zaczęła sezon, ale późnej było gorzej. Ta historia się powtarza - po pięciu kolejkach miała dziewięć punktów, w kolejnych pięciu dorobek powiększyła o cztery. To samo można powiedzieć o Puszczy. Od początku września trzy mecze przegrała, a dwa zremisowała. Puszcza - Cracovia. Jeden celny strzał i od razu gol Na początku spotkania lepiej prezentowała się Puszcza. Kilka razy zagroził Artur Siemaszko, ale minął kwadrans i było 0:0. W tym czasie Cracovia zrobiła niewiele, by stworzyć okazje. Kolejne piętnaście minut i nadal zero celnych strzałów czy nawet dobrze zapowiadających się akcji. Dopiero w 37. minucie coś wyszło gościom. Z prawej strony dobrze w pole karne zagrał Benjamin Kallmamn, ale Patryk Makuch fatalnie strzelił z około jedenastu metrów. Za chwilę skutecznie zaatakowali gospodarze, choć dopisało im szczęście. Trzech obrońców Cracovii przyglądało się, jak Siemaszko wbiegł w pole karne i uderzył, a piłka po rykoszecie od Cornela Rapy zmyliła Sebastiana Madejskiego. 1:0 dla Puszczy. Początek drugiej połowy mógł być piorunujący dla Puszczy. Najpierw Siemaszko zbiegł do środka boiska i sprzed pola karnego kopnął bardzo niecelnie. A po chwili napastnik gospodarzy był sam przed Madejskim i nawet go minął, ale za daleko wypuścił piłkę. Cracovia próbowała odrobić straty, była częściej przy piłce, rozgrywała ją na połowie rywali, ale miała kłopoty, by stworzyć zagrożenie. W 55. minucie udało się dzięki indywidualnej akcji Bochnaka, ale jego mocny strzał sparował Oliwier Zych. W 67. minucie Puszcza miała dobra okazję - rzut wolny z około 18 metrów. Obok muru strzelił Jakub Serafin, ale Madejski świetnie zareagował. Beniaminek miał kolejne okazje, ale niecelnie uderzali Siemaszko czy Łukasz Sołowiej. A Cracovia nadal nie miała pomysłu, jak przebić się przez obronę rywali. A kiedy na strzał z dystansu zdecydował się Takuto Oshima Zych z małymi kłopotami złapał piłkę. W końcówce zdterminowana Cracovia mocno zaatakowała. Anreas Skovgaard zdobył gola, ale po interwncji VAR okazało się, że był na spalonym. Za chwilę Duńczyk świetnie dośrodkował w pole karne i do remisu doprowadził strzałem głową Karol Knap. To nie był koniec - Oshima podał w pole karne, Sołowiej nie sięgnął piłki, a zza pleców obrońców wyskoczył Kacper Śmiglewski i dał prowadzenie krakowianom. Ale znów okazało się, że VAR dopatrzył się spalonego.