W czwartkowy wieczór lechici zaczęli nie tylko nowy sezon, ale także serię spotkań bez udziału kibiców. Po ekscesach fanów "Kolejorza" w maju podczas ligowego pojedynku z Legią Warszawa, wojewoda wielkopolski zamknął stadion dla kibiców łącznie na osiem meczów (trzy w europejskich pucharach i pięć w lidze). Skrzydłowy Lecha Makuszewski przyznał, że takie "ciche" widowiska niewiele mają wspólnego z piłką nożną. "Te emocje, atmosfera wpływa na widowisko. Słabo to wyglądało i myślę, że nie tylko nam czegoś brakowało. I nie mam na myśli 'młyna', bo czujemy z ich strony duże wsparcie, ale chodzi też o normalnych ludzi, którzy przychodzą na stadion, żeby obejrzeć mecz. Spotkała nas za surowa kara, trochę za dużo dostaliśmy tych meczów bez kibiców" - mówił. Reprezentant Polski jednocześnie też zaapelował o znalezienie kompromisu i łagodniejsze potraktowanie klubu. "Osoby, które brały udział w tych ekscesach zostały zatrzymane. Trzeba dojść do jakiegoś wspólnego wniosku - dla dobra klubu i piłki nożnej znaleźć rozwiązanie. Ta kara powinna być łagodniejsza. Trudno mi sobie wyobrazić, że jeszcze siedem meczów musielibyśmy rozegrać w takich warunkach. Są wakacje, jest ciepło, to jest dobry czas, by rodziny z dziećmi mogły przyjść na stadion. Chcę, żeby osoby, które o tym decydują, spojrzały na to tak bardziej po ludzku, a nie przez pryzmat zasad i paragrafów" - zaznaczył Makuszewski. Lech rywalizację w europejskich pucharach rozpoczął w przeciętnym stylu. Zdaniem 28-letniego piłkarza jego drużynie czasami brakowało cierpliwości w kreowaniu sytuacji i skuteczności. Uważa jednak, że dwubramkowa zaliczka powinna wystarczyć do awansu do kolejnej rundy. "Mogliśmy już w tym pierwszym spotkaniu zamknąć losy dwumeczu. Spotkanie dobrze się dla nas ułożyło, szkoda, że później nie udało się zdobyć więcej bramek. Stwarzaliśmy sytuacje, ale brakowało trochę cierpliwości przy ich wykończeniu. Przeciwnik czuł do nas respekt, a my powinniśmy to wykorzystać. Trzeba przyznać, że rywale też mieli swoje okazje, szczególnie po stałych fragmentach gry stwarzali zagrożenie. Jasiu Buric bardzo nam pomógł w tym, że mamy to +zero+ z tyłu, a to, że nie straciliśmy bramki jest też kluczową sprawą w kontekście rewanżu. Zaliczka 2:0 nie jest zła, ale trzeba za tydzień pojechać, zdobyć bramki i pokazać się z dobrej strony" - ocenił. Makuszewski był jedną jaśniejszych postaci czwartkowego pojedynku. Asystował przy obu bramkach strzelonych przez Christiana Gytkjaera, a po jego akcji w końcówce meczu Paweł Tomczyk z kilku metrów nie trafił do pustej bramki. "Paweł za dużo chciał zrobić w tej sytuacji. Jest młody, może trochę zjadł go stres, emocje nie pozwoliły mu dobrze przyjąć piłki. To jest fajny chłopak, bardzo ciężko pracuje i będzie jeszcze strzelał bramki dla Lecha. Trzymam za niego kciuki, jeśli będę miał podobną sytuację, nie zawaham się mu podać" - zaznaczył. Rewanż rozegrany zostanie 19 lipca w Erywaniu, bowiem stadion w Kapanie nie spełnia wymogów UEFA. W Armenii obecnie panują ponad 40-stopniowe upały, ale lechita tym się nie przejmuje. "Na zgrupowaniu w Opalenicy też mieliśmy takie dni, gdzie termometry pokazywały niewiele mniej stopni. Warunki dla obu drużyn będą takie same, a my jesteśmy bardzo dobrze przygotowani fizycznie. Jeśli chcemy dłużej pograć w Europie, musimy być gotowi na grę w bardzo różnych warunkach" - podsumował Makuszewski. Autor: Marcin Pawlicki