Ekstraklasa wkracza w decydującą fazę i traci najlepszego sędziego Szymona Marciniaka, który wyruszył dzisiaj pracować na MŚ do lat 20 i wróci dopiero 10 czerwca. Szef sędziów Zbigniew Przesmycki uspokaja: - Wiadomo, że Szymon to ścisła światowa czołówka sędziów, ale poradzimy sobie i bez niego. Mamy coraz lepszych arbitrów - zapewnia. Szymon Marciniak miał być sędzią wideo, obsługującym VAR, na MŚ do lat 20 w Korei Płd., ale wczoraj zapadła decyzja, że będzie tam głównym. Razem z nim jedzie dwóch asystentów Paweł Sokolnicki i Tomasz Listkiewicz. - W czwartek Szymon bardzo dobrze poprowadził trudny mecz półfinału Ligi Europejskiej Olympique Lyon - Ajax Amsterdam - cieszy się Przesmycki. W miniony weekend na cenzurowanym - w opinii mediów i trenerów - znaleźli się sędziowie Frankowski (prowadził mecz Górnik Łęczna - Wisła Płock) i Paweł Gil (Wisła Kraków - Lechia Gdańsk). Frankowski dzisiaj poprowadził co najmniej poprawnie mecz Zagłębia Lubin z Piastem Gliwice, a Gila delegowano do meczu na szczycie I ligi GKS Katowice - Sandecja, który wygrali goście 1-0 i do sędziów nikt nie zgłaszał pretensji. Przesmycki broni zarówno Frankowskiego, jak i Gila. - Pan trener Smuda zapomina, że gdy grał z Górnikiem na Lechu, to ten sam Bartek Frankowski nie podyktował karnego dla Lecha. Pan Bjelica powiedział "Nie ma problemu, to się zdarza sędziom", Franek był radosny, bo nie przegrał meczu tylko zremisował, a teraz mówi, że w meczu z Wisłą Płock sędzia mu wszystko rozwalił. A to nie sędzia mu rozwalił. Najpierw zawodnik pana Smudy nieudolnie próbował wybić piłkę i nie trafił w nią, a później zawodnik Wisły Płock wymusił karnego, bo zgrabnie się przewrócił - wylicza po dokładnej analizie spotkania Przesmycki. - Biedny Bartek widział karnego i gwizdnął. Wątek symulowania wróci jeszcze w wypowiedzi szefa sędziów. - Dlaczego nie zmienimy przepisów i za podobne wymuszenia karnych nie wprowadzimy kary zawieszenia zawodnika na dwa mecze, jeżeli kamera dowiedzie, że zawodnik symuluje? - pyta otwarcie Zbigniew Przesmycki. Dodaje też, że z analizy spotkania wynikło, iż sędzia Frankowski, świadom tego, że dał się nabrać zawodnikowi Wisły Płock, nie podyktował drugiego, ewidentnego karnego dla płocczan. - W narożniku pola karnego był wślizg, piłka była tuż przy linii końcowej i ona prawie zawsze jest w grze, gdy nastąpił faul. Bartek postąpił dobrze, że nie podyktował tej "jedenastki" - chwali Przesmycki. Pytany o brak karnego dla Górnika Łęczna, za pociąganie za koszulkę Gersona, odpowiada: - Gersona ciągnęli? Najpierw Gerson ciągnie, jest obopólne ciągnięcie. W Canal+ pokazali końcówkę tego zajścia. Nie będę się tłumaczył, że nie jestem wielbłądem. Dokładnie to przeanalizowaliśmy - zapewnia. - Ja patrzę, gdzie jest sędzia, czy był tam gdzie powinien, czy nadążył. Patrzę na konfigurację. Czasami ma prawo nie widzieć, to jest zwykłe, ludzkie - podkreśla. W opinii Przesmyckiego w 32. kolejce Ekstraklasy był tylko jeden poważny błąd, sędziego-asystenta Radosława Siejki, który nie zauważył spalonego i Korona strzeliła bramkę Jagiellonii. - Radek odpocznie w dwóch meczach. Radkowi było przykro, dzwonił z przeprosinami. Oni przeżywają własne błędy. Najważniejsze i wierzę w to głęboko, że nie mylą się specjalnie, jak było kilkanaście lat temu - mówi. Broni też Pawła Gila, który nie podyktował rzutu karnego Wiśle za faul Mario Maloczy na Ivanie Gonzalezie. - Według mnie wcześniej był stuprocentowy wyblok zawodnika Wisły. Przy rzutach rożnych w polu karnym tworzą się pary, za bary jeden z drugim się łapią, to są trudne do wychwycenia rzeczy. Tego nawet VAR nie zmieni, trzeba się z tym pogodzić, że coś tam czasem ucieknie. Nawet Głowacki powiedział: "Jaki karny"? Arek to świetny gościu, serce na dłoniach - chwali kapitana Wisły Przesmycki. Paweł Gil został obsadzony na mecz I ligi GKS Katowice - Sandecja. Przewodniczący sędziów zapewnia, że nie było to karne przesunięcie. - Karą byłoby posadzenie go na ławce. I liga jest tak samo ważna. Decydując o tym, kogo obsadzę na ten mecz na szczycie, doszedłem do wniosku, że dam Pawła. To jest kwestia psychiki, chłopcy przeżywają mecze, a Paweł jest wrażliwy i ma jeszcze zdolność przeciągania takich sytuacji, które powodują emocje. A na pierwszą ligę sędziowie z Ekstraklasy wychodzą z przewagą psychologiczną, dlatego zdecydowałem, że wyjdzie na najważniejszy mecz I ligi - uzasadnia. - Mam mieć pretensję do Gila za to, że dał drugą żółtą kartkę Cywce za zatrzymanie kontry Peszki? Przecież ręka się wychyla, żeby zatrzymać rywala. Dopiero kamera pokazuje, że po lekkim trąceniu Peszko specjalnie się wywraca. To jest sędziowanie przez pryzmat kamer - uważa pan Zbigniew. Wraca też do pomysłu karania za symulowanie. - Peszko oszukał wszystkich, bo zachował się niesportowo. Dlatego apeluję o karanie symulowania fauli. Zawieszeniem i karą finansową. Gdyby taki zawodnik za "symulkę" miał zapłacić pięć tysięcy złotych, to by się zastanowił - twierdzi Przesmycki. - Powinniśmy się zjednoczyć i wszyscy postulować o karanie symulantów. VAR tego nie załatwi. W końcówce sezonu, gdy stawka walki o mistrzostwo kraju, bądź obrony przed degradacją rośnie, sędziowie narażeni są na coraz większą presję. Dlatego na kluczowe mecze walki o mistrzostwo Polski Zbigniew Przesmycki wyznacza sędziów będących w najlepszej formie. - Presja jest, ale poradzimy sobie z nią, to nasz chleb powszedni. Moi sędziowie są świetni i jeżeli się mylą, to popełniają błędy w granicach własnej dokładności. Wszyscy - maszyny i ludzie mają swoją dokładność - porównuje. Pod nieobecność Marciniaka, liderem wśród sędziów jest Tomasz Musiał, który dobrze się spisał w finale Pucharu Polski. Był to jedyny mecz, w którym sędziowską obsadę zarezerwował sobie sam prezes PZPN-u - Zbigniew Boniek. - Musiał jest w dobrej formie. Mówiłem mu, by po meczu z Ajaksem prowadził się sportowo (śmiech). Uchylę rąbka tajemnicy, że również w środę Tomek pojedzie na mecz "czwórki", dam też sędziego w super formie na mecz Legia - Lech - zapowiada Zbigniew Przesmycki. Pan Zbigniew czeka na wprowadzenie systemu VAR. - W wielu przypadkach nam to pomoże. Na przykład w meczu Lecha z Legią nie uznalibyśmy bramki Hamalainena, bo kamery by dowiodły spalonego - przypomina spotkanie "Derbów Polski". Michał Białoński