Ofert jest niewiele mniej niż bezrobotnych piłkarzy. Tej zimy polskie kluby pojechały do Hiszpanii, Turcji, Stanów Zjednoczonych, czy na Cypr. Państwa, boiska, hotele, wyżywienie - wszystko do wyboru, do koloru. - Każdy chce mieć jak najlepsze warunki i o nic się nie martwić. Już na tym etapie między klubami zaczyna się ostra rywalizacja, bo później niektórych błędów, związanych z organizacją obozu, nie da się naprawić - mówi jeden z menedżerów. Wybieg dla kretów Kluczowa jest decyzja dotycząca państwa, w którym odbędzie zgrupowanie, a później otwiera się już skrzynia z ofertami. Najważniejsze jest boisko treningowe. Musi być naturalne, równe, a dodatkowym plusem jest bliskość do hotelu. Jeśli klub chce mieć murawę pod nosem, musi zapłacić więcej. Jeśli na trening się dojeżdża, to wyjdzie taniej. Nawet, gdy organizator zgrupowania podstawi autokar i kierowcę. Z boiskami wiążą się też największe problemy. W folderach wszystkie wyglądają jak stoły do bilarda, ale na miejscu czasem okazują się pastwiskami. Taki problem miała w tym roku Wisła Kraków, która wylądowała na boisku, które przypominało wybieg dla kretów. Po interwencji sztabu szkoleniowego krakowianie do dyspozycji otrzymali dużo lepszą murawę. - To częsty kłopot, dlatego na miejscu trzeba zjawić się dużo wcześniej i wszystko sprawdzić. Nie raz spotykałem się z sytuacją, że boisko miało być idealne, a wyglądało jak klepisko. I w sumie się temu nie dziwię, bo skoro ktoś na takiej murawie masowo trenuje od połowy grudnia, to ona w lutym jest w stanie agonalnym. Dlatego zawsze mam bazę boisk zastępczych - podkreśla Kopka i dodaje: - Pamiętam ekstraklasowe kluby, które nie dawały mi wiary, że boisko może być aż w tak złym stanie i zaraz po przylocie, jeszcze w nocy, trenerzy z latarkami chodzili i badali teren. Trwało to krótko, bo szybko połapali się co jest grane. Nazajutrz cały sztab trenerski tego klubu jeszcze prze świtem pojechał oglądać nową murawę, bo nie chcieli tracić ani godziny treningu. Wszystko dlatego, że zgrupowanie, każdy trening, czy sparing, to już początek wielkiej rywalizacji z ekstraklasowymi rywalami. Każdy porównuje kto z kim gra, gdzie i na jakich murawach. A jeśli kub źle trafi z wyborem miejsca i czasu zgrupowania, to już na starcie rundy zostaje w tyle. Zdarzały się nawet sytuacje, że bitwa ekstraklasowych klubów o zagranie sparingu z danym rywalem była niemniej zażarta niż walka o piłkarza na rynku transferowym. Ceny dobiły do ściany Organizacja zgrupowań piłkarskich stała się takim przemysłem, że wachlarz ofert jest bardzo szeroki. Jak w wyszukiwarce internetowej - można sortować według miejsca, popularności, ale przede wszystkim ceny. Pod tym względem w Turcji, którą chętnie odwiedzają polskie kluby, już chyba dojechali do ściany. Nocleg, boisko treningowe, całodobowe wyżywienie, napoje, strefę SPA, baseny itd. można mieć już za 50 euro od osoby, czyli mniej niż szary człowiek płaci za wakacyjny wyjazd. To jednak najniższa cena, a zamożniejsze kluby płacą nawet 150 euro za osobę. A dokładniej tyle płacą organizatorowi zgrupowania, bo na ogół wszyscy korzystają z pośrednictwa wyspecjalizowanych firm. - Oczywiście, że na własną rękę można zamówić sobie hotel, a nawet dojazd, ale co dalej? Przecież trzeba mieć boisko, sparingpartnerów, a o to wszystko nie jest takie łatwe. Środowisko jest zamknięte, a od stycznia do marca w Turcji trenuje około 2000 zespołów - podkreśla Kopka. Zainteresowanie organizacją zgrupowań jest tak duże, że w trakcie obozów nawet najmniejsza wioska gdzieś na końcu świata zamienia się w tętniące życiem miasteczko, a piłkarze drużyn z całej Europy zderzają się w hotelowych drzwiach. Tak było kilkanaście dni temu w Hiszpanii, gdy zawodnicy Legii w Hiszpanii trafili akurat na sparing Wisły z Videotonem. Ogromna jest też konkurencja, więc łatwo wypaść z rynku. Jeden z polskich pośredników zaczął robić interesy z nieodpowiednimi ludźmi. Sprowadził do Turcji kilka polskich klubów, a gdy wyszło na jaw, że przez "partnerów biznesowych" został oszukany, to próbował w jakiś sposób zmniejszyć zadłużenie i... zatrudnił się w kuchni, by serwować piłkarzom jedzenie. Zabijanie czasu Trenerzy pierwsze co robią, to sprawdzają boiska, za to zawodnicy rozglądają się po pokojach. Kto z kim mieszka, gdzie są pozostali kumple, czy w pokoju jest telewizor. A być musi, bo w wolnym czasie zgrupowanie zamienia się w wielki turniej rozgrywany... na konsoli. Tu przy tzw. padach odbywa się rywalizacja, kłótnie, ale też szyderstwa. Tak jak kiedyś piłkarze zarywali noce na graniu w karty, tak teraz wbijają oczy w telewizor. I tak zabijają czas oraz odliczają dni do powrotu. - To nic przyjemnego na tyle czasu opuszczać rodzinę, ale nie mamy wyboru. Trzeba pojechać i swoje przepracować. Taki już zawód piłkarza - przyznaje Maciej Sadlok, obrońca Wisły. Piotr Jawor Wyniki, terminarz i tabela Ekstraklasy