O ile pożegnanie Kibu Vicuny nie wzbudziło wśród kibiców (poza oczywiście Płockiem) większych emocji, tak pozostałe trzy zwolnienia były szeroko komentowane. Poniekąd najwięcej sensu można dojrzeć w rezygnacji Legii z Ricarda Sa Pinto, po którego odejściu piłkarze wyraźnie odetchnęli i z łatwością pokonali 3-0 Jagiellonię Białystok. Pytanie tylko, na jak długo "swoboda" będzie służyć Legii i czy będziemy świadkami powtórki z minionego sezonu. Wówczas Romeo Jozak został zwolniony z klubu sześć kolejek przed końcem, a zastępujący go Dean Klafurić wprost zapytał piłkarzy, jak chcą grać w kolejnych spotkaniach. Zagrali tak, jak chcieli i tytuł powędrował do Warszawy. Strata tytułu przez Legię byłaby wyjątkowo bolesna w sezonie, w którym Lech i Jagiellonia grają zdecydowanie poniżej swoich możliwości. W tej sytuacji liderem tabeli jest Lechia Gdańsk, ale nikt nie ukrywa, że jest to lider z braku laku. Gdańszczanie gwarantują ligową solidność, ale ciężko widzieć w nich kandydata do skutecznego podboju Europy, lub choćby uniknięcia blamażu, jaki przed rokiem zafundowała nam Legia. Mowa tu o haniebnej przegranej z luksemburskim F91 Dudelange. Mało kto pamięta, że w pierwszym (przegranym) meczu drużynę poprowadził właśnie Aleksandar Vuković, którego dopiero w rewanżu zastąpił Sa Pinto. Nie można oczywiście robić z Vukovicia winowajcy tamtej klęski - wszak objął zespół awaryjnie po Klafuriciu, ale sam fakt, że w tak ważnym spotkaniu eliminacyjnym drużyna grała praktycznie bez trenera świadczy o poważnych kłopotach w zarządzaniu drużyną. Tak jak kwestia, że w ciągu ostatnich trzech sezonów to już siódma zmiana na stanowisku trenera. "Trener na lata nie wytrzymał do lata" Do kompletnie zaskakującego rozwiązania doszło w Gdyni, gdzie Zbigniew Smółka o stracie posady dowiedział się godzinę przed derbowym meczem z Lechią, który... jeszcze poprowadził z ławki. Pora ogłoszenia decyzji była tym bardziej szokująca, że w momencie jej upublicznienia piłkarze już szykowali się do wyjścia na rozgrzewkę przed meczem z liderem. Liderem, a jednocześnie lokalnym rywalem, niepokonanym w derbach od 12 lat. Zwolniony po 12 meczach bez zwycięstwa (remis z Lechią był już 13. takim spotkaniem) Smółka, poza oczywiście dziwną porą ogłoszenia decyzji, i tak może mówić o cierpliwości działaczy, którzy wielokrotnie zapewniali go o swoim poparciu. Podobnej cierpliwości zabrakło w Poznaniu, o czym przekonał się boleśnie Adam Nawałka, któremu nie było dane poprowadzić Lecha nawet przez dwanaście spotkań. "Trener na lata nie wytrzymał do lata" - taki transparent zawisł na Bułgarskiej po zwolnieniu Nawałki. Tak niewielkie zaufanie do byłego selekcjonera zostało przyjęte z ogromnym zdziwieniem. Dla 61-letniego szkoleniowca poznański epizod był osobistą porażką, ale dla Lecha - ogromną wizerunkową kompromitacją. Zarząd "Kolejorza" ośmieszył się na kilku polach jednocześnie. Najważniejszym jest zdecydowanie brak spójnej wizji budowania drużyny i stan permanentnej rewolucji. Kibice przekonali się, że między bajki można włożyć barwne opowieści wiceprezesa Piotra Rutkowskiego, który jeszcze na początku sezonu żarliwie wspierał zatrudnianego Ivana Djurdjevicia. Przypomnijmy sobie fragment z tamtej konferencji, który dziś budzić może wyłącznie śmiech: - Z entuzjazmem patrzę w przyszłość, w której będę walczyć razem z Ivanem Djurdjeviciem. Przygotowywaliśmy go do tej roli od kilku lat. To legenda tego klubu, wojownik, który nigdy się nie poddawał. Będzie miał moje wsparcie, żeby dokonać zmian, które uzna za konieczne - mówił w emocjonalnym wystąpieniu Rutkowski niewiele ponad pół roku temu. Od tamtego czasu Rutkowski zdążył zwolnić Djurdjevicia, tymczasowo zatrudnić Dariusza Żurawia, postawić na długofalową wizję Adama Nawałki, po czym znów wrócić do Żurawia. Zarzut wszechobecnego chaosu można postawić także Legii, podmieniając jedynie nazwiska trenerów - Nawałki na Sa Pinto, a Żurawia na Vukovicia. By przypomnieć sobie trenera, który przy Łazienkowskiej przepracował pełny sezon trzeba cofnąć się do czasów Henninga Berga i sezonu 2014/15. Zwolnienie Berga nastąpiło zresztą kilka dni po tym, jak jego drużyna przegrała 0-2 z SSC Napoli w fazie grupowej Ligi Europy. W składzie włoskiej drużyny już wtedy grali tacy zawodnicy, jak Dries Mertens, Jose Callejon, czy Gonzalo Higuain. Kilka lat później Legia nie dała rady mistrzowi Luksemburga - oto do czego doprowadziło nieudolne zarządzanie klubem i nieustanna karuzela na trenerskiej ławce. Cierpliwość. Klucz do sukcesu? Tak szybkie zwolnienie Nawałki z Lecha Poznań było tym dziwniejsze, że trwający sezon jak mało który pokazał do czego może doprowadzić zaufanie do trenera, nawet gdy jego metody początkowo nie przynoszą rezultatów. W swoim stylu na jednej z konferencji prasowych zobrazował to Michał Probierz, który przyniósł doniczkę z zasianym ziarnem. - Na razie nic nie rośnie, ale musimy być cierpliwi, by ujrzeć efekty naszej pracy - mówił wtedy trener Cracovii. Efektów pracy Probierza nie było widać długo - "Pasy" po ośmiu kolejkach nie miały na koncie ani jednego zwycięstwa, ale prof. Janusz Filipiak wytrzymał presję. Ba, pokazał Probierzowi wyjątkowe zaufanie, w międzyczasie mianując go wiceprezesem ds. sportowych. W końcu roślinka zasadzona przez trenera przyniosła owoce - drużyna potrafiła wygrać siedem kolejnych spotkań i awansowała aż na czwarte miejsce w tabeli. Latem Cracovia ma szansę zagrać w eliminacjach do europejskich pucharów, co jesienią było tak prawdopodobne, jak padający w lipcu śnieg. Niemal analogicznym przypadkiem do Probierza jest trener Pogoni Kosta Runjaić. W Szczecinie pojawił się pod koniec zeszłego sezonu w roli strażaka. Wówczas ugasił pożar i utrzymał drużynę w Ekstraklasie, ale nowy sezon rozpoczął dokładnie tak samo, jak Cracovia - od ośmiu meczów bez zwycięstwa. Niejeden prezes stwierdziłby w takiej sytuacji, że formuła, która przyniosła efekty wiosną już się wyczerpała, ale w Szczecinie postawiono na spokój. Ten okazał się zbawienny i jeszcze w grudniu "Portowcy" przedarli się do górnej połowy tabeli. Dobry przykład "Waldka Kinga" Innym przykładem cierpliwości działaczy do trenera jest przykład Waldemara Fornalika w Piaście Gliwice. Jego drużyna, z dala od medialnego zamieszania, od dłuższego czasu niespodziewanie utrzymuje trzecie miejsce w tabeli. A przecież jeszcze w zeszłym sezonie, mimo efektownej momentami gry, drużyna "Waldka Kinga" do ostatniej kolejki walczyła o utrzymanie w Ekstraklasie. Latem trener Piasta dokonał kilku kosmetycznych zmian w kadrze, w spokoju przepracował z drużyną okres przygotowawczy, a dziś jego drużyna umiejętnie wykorzystuje słabości potentatów i ma szansę zakończyć sezon na podium. Pluć w brodę mogą sobie także w Zagłębiu Lubin, choć ostatnimi rezultatami trener Ben van Dael nieco łagodzi ból po odejściu Piotra Stokowca. W zeszłym sezonie "Miedziowi" zwolnili go, gdy Zagłębie zajmowało siódme miejsce w tabeli. Eksperyment z Mariuszem Lewandowskim na ławce trenerskiej zupełnie nie wypalił i dopiero van Dael powoli odbudowuje drużynę. A Stokowiec? Najpierw uratował Lechię przed spadkiem z ligi, a w kolejnym sezonie zmierza po historyczny tytuł dla drużyny z Pomorza. Nie jest oczywiście tak, że cierpliwość w stosunku do szkoleniowców jest metodą na sukces. Warto jednak zastanowić się, czy decyzje o zwolnieniach trenerów - często podejmowane nim opadną emocje - zawsze przyniosą drużynie długoterminowe korzyści. Zwłaszcza, gdy planem B ma być zatrudnianie wynalazków pokroju Sa Pinto, czy leczenie kryzysu wiecznie tymczasowymi trenerami. Wojciech Górski Ekstraklasa: wyniki, tabela, terminarz, strzelcy