Lotto Ekstraklasa - sprawdź wyniki, terminarz, tabelę Ostatnia kolejka sezonu zasadniczego 2015/2016. Podbeskidzie Bielsko-Biała, którego trenerem był Robert Podoliński, potrzebowało wygranej i kilku korzystnych wyników na innych stadionach, by znaleźć się w górnej ósemce. Piłkarze zadanie zrealizowali, ale pozostałe mecze ułożyły się tak, że o miejscu w tabeli decydował... ranking fair play. Podbeskidzie znalazło się na dziewiątym miejscu. Od tego momentu jego gra się nie układała. W dodatkowych siedmiu kolejkach bielszczanie przegrywali mecz za meczem, aż znaleźli się w grupie spadkowej. - Po 30 kolejkach brakowało im punktu do górnej ósemki. Podbeskidzie znalazło się w dolnej grupie, a w zespole doszły kontuzje i kartki. Trener Podoliński miał do dyspozycji 11 czy 12 graczy. Co się stało? Podbeskidzie spadło z ligi - przypomina Michał Probierz, trener Jagiellonii Białystok. Sęk w tym, że nie stałoby się tak, gdyby punkty nie zostały podzielone. Przy obecnej propozycji kształtu rozgrywek, Podbeskidzie by się utrzymało, a z ligi spadłyby dwa Górniki - Zabrze i Łęczna. - Nie ja jestem ofiarą tego systemu, a raczej Podbeskidzie Bielsko-Biała. Szkoda, że dopiero teraz działacze uderzyli się w pierś. Jest jednak trochę za późno, bo pewnych rzeczy nie da się cofnąć - żałuje w rozmowie z Interią Robert Podoliński. - Miałem 13-14 zdrowych zawodników, którzy zostali mi na ostatnie siedem kolejek. Wypadli mi wiodący piłkarze, jak Marek Sokołowski czy Jozef Piaczek. Po raz kolejny okazało się, że szeroka kadra w takim systemie jest niezbędna. W wielu klubach, w tym w Podbeskidziu, jest to niemożliwe ze względu na finanse - dodaje nasz rozmówca. Przez niesprawiedliwy system rozgrywek ucierpiał klub z Bielska-Białej, który teraz znajduje się w środku stawki I ligi. Odbudowa tego, na co Podbeskidzie pracowało latami, będzie długa i trudna. Problem ma też Podoliński, który w CV już zawsze będzie miał wpis: "spadek z Podbeskidziem". O okolicznościach łagodzących nikt już nie wspomni. Gdzie w tym momencie byłby szkoleniowiec, gdyby nie system ESA37? - Pewnie nadal w Ekstraklasie... - wzrusza ramionami Podoliński. - Mieliśmy 38 punktów po sezonie zasadniczym. Dużo łatwiej bronić się przed spadkiem mając siedem punktów przewagi nad drużyną w strefie spadkowej, a nie trzy. Było, minęło. Nie ma do czego wracać - dodaje. Za dwie kolejki okaże się, które drużyny w końcówce sezonu będą bić się o utrzymanie, a które o mistrzostwo. Ciekawe, czy powtórzy się sytuacja Podbeskidzia, które utrzymałoby się, gdyby nie podział punktów. Prawdopodobnie będzie to ostatni taki sezon, bo władze Ekstraklasy i PZPN przymierzają się do zmiany systemu. Liga wciąż miałaby grać 37 kolejek, ale po sezonie zasadniczym punkty nie byłyby dzielone. Za takim rozwiązaniem jest środowisko trenerów. Zwolennikiem takiej opcji jest też Podoliński. - To świetny pomysł. Jestem zdecydowanie za, bo musimy grać więcej kolejek, ale dzielenie punktów nie jest sprawiedliwe. To grabienie bogatego. Idiotyzm - grzmi szkoleniowiec. Od początku wprowadzenia reformy jej najzagorzalszym przeciwnikiem był Probierz. Mówił dosadnie, że niczemu ona nie służy, wskazywał różne argumenty, a teraz okazuje się, że większość z nich była trafiona. - Nikt, poza mną, nie chciał głośno o tym mówić. Trenerzy obawiali się, że prezesi klubów ich nie zatrudnią. W tym systemie nie ma możliwości szkolenia i wprowadzania młodego zawodnika. Trener ma zbyt duże ryzyko zwolnienia. Na szczęście koniec z tym - puentuje szkoleniowiec lidera Ekstraklasy. Łukasz Szpyrka