"Panie trenerze, jest pan za czy przeciw ESA37?" - zagadnąłem na PGE Narodowym, po debacie o stanie polskiej piłki, jaką zorganizował Zbigniew Boniek, byłego selekcjonera reprezentacji Polski Pawła Janasa. - Dla kibiców jest dobra, ale dla trenerów i piłkarzy nie - odparł. Do mnie zreformowana liga przemawiała. Gdy swego czasu Maciej Skorża z Legią przegrywał mistrzostwo Polski, zasłynął powiedzeniem: "Przynajmniej liga będzie ciekawsza". I faktycznie, ona była ciekawsza. Wyniki były nieprzewidywalne. Wystarczy prześledzić serwis typerów 11na11.pl. W ilu kolejkach kilku tysiącom ekspertów udało się trafić osiem na osiem? Najbardziej przewidywalna była 27. seria gier, gdy siedmiu typerów na 4,7 tys. wytypowało maksymalny wynik. We wszystkich kolejkach od początku sezonu ta sztuka udała się tylko 26 osobom! Czy na 10 kolejek przed końcem rozgrywek mielibyśmy tak ciekawą serią spotkań jak ta kończąca się dzisiaj? Dramaturgia jak u Hitchcocka, w pięciu na siedem spotkań prowadzenie zmieniało się jak w kalejdoskopie, decydujące gole padały w końcówce w Poznaniu i Lubinie - mecze palce lizać! Na dodatek grad goli: 31 w siedmiu meczach, czyli aż 4.43 na mecz. W dużych ligach tylko w Holandii mieli lepsze celowniki (4.78 gola na mecz), a słabiej trafiali w:- Bundeslidze (3.44 gola na mecz),- Primera Division (3.22)- Serie A (3.1)- Premier League (2.89)- 1. Liga (2.89)- Ligue 1 (2.6)- czeska ekstraklasa (2.5).Nie tylko obecnie, ale we wszystkich latach obowiązywania ESA37 walka trwała do 30. kolejki o awans do grupy mistrzowskiej, później o tytuł, puchary, czy o obronę przed spadkiem. Nie było bezpiecznego środka, który w zamierzchłych czasach rodził korupcję. Temu też nie da się zaprzeczyć. To zresztą były argumenty wyjęte z ust Zbigniewa Bońka A.D. 2012, 2014, 2015. Teraz Boniek zmienił zdanie. Uważa, że za wszelką cenę trzeba ratować pozycję polskiej piłki klubowej. Podczas, gdy reprezentacja wspięła się 11. miejsce na świecie, w rankingu klubowym Europy jesteśmy dopiero na 22. pozycji. - Dzieli nas 11 miejsc w rankingu UEFA do ligi czeskiej. Nie możemy sobie absolutnie na to pozwolić - alarmuje Zbigniew Boniek. Szef Ekstraklasy SA Dariusz Marzec zgadza się z nim co do jednego - nie jest różowo. - Od najbliższego sezonu mistrz Polski do rywalizacji o awans do Ligi Mistrzów przystąpi na początku, a nie w połowie lipca, jak było dotychczas. Jeśli przez najbliższe dwa lata nie wprowadzimy dwóch klubów w każdym sezonie do fazy grupowej Ligi Europejskiej, to nie mamy co marzyć o awansie o pięć pozycji, co dałoby nam pięć miejsc, zamiast czterech, w walce o europejskie puchary - diagnozuje Marzec. Problem jest tylko jeden i sam Boniek go nieraz wybijał - żaden system nie spowoduje podniesienia poziomu rozgrywek, ani nie wzmocni klubów. Ma jednak rację prezes PZPN-u, że nie wzbogaci ich także ładne opakowywanie w złotko rozgrywek, w czym specjalizuje się Ekstraklasa SA. - Nie oszukujmy się. Żaden klient nie nabierze się na opakowanie, każdy spojrzy w końcu na produkt, a za trzy lata czeka nas nowy przetarg na prawa do transmisji ligi - tłumaczy Zibi. Niezaprzeczalnie błędem było ignorowanie zdania trenerów przy ustalaniu takiego, a nie innego porządku ligi. Szkoleniowcy dopiero teraz dochodzą do głosu. To Michał Probierz i Czesław Michniewicz najpewniej przekonali Bońka do tego, że ESA 37 to droga donikąd. - W najsilniejszych ligach piłkarze mają 50-70 dni wolnych w roku. U nas, przez ESA 37 i wcześniejsze przystępowanie do walki o puchary - 30 - alarmuje Michał Probierz. - Piłkarze Legii zaledwie pięć dni po Euro 2016 przystąpili do treningów, tymczasem Robert Lewandowski miał miesiąc wolnego, wypoczywał na Mazurach, jeździł na skuterach, a teraz strzela gola za golem - wtóruje mu Boniek. Jeden z byłych znakomitych piłkarzy, który pracuje z młodzieżą, w kuluarach PGE Narodowego zwrócił mi uwagę na inny problem: - Tylko trzy kluby mają i realizują długofalową strategię, przede wszystkim mam na myśli Lecha Poznań i Zagłębie Lubin. Reszta pląta się od ściany do ściany, żyje z roku na rok, z dnia na dzień - podkreśla. - Niezależnie od tego, jaki system zastąpi ESA 37 my i tak będziemy stawiać na akademię, na wychowanków. To jest nasza droga. Już dostarczamy talentów do reprezentacji Marcina Dorny i tego się będziemy trzymać - zapewnia prezes Lecha Karol Klimczak. Nie wszędzie jest normalnie. Szef Pogoni Szczecin Jarosław Mroczek, na PGE Narodowym perorował głośno, dlaczego PZPN odróżnia obcokrajowców z UE od tych spoza UE, skoro to tacy sami ludzie. Zapomniał, że we wspólnocie europejskiej obowiązuje wolny rynek pracy. Nie tylko prezes Mroczek, ale wszyscy klubowi decydenci zapominają czasami uderzyć się w piersi. Koniec końców zawsze winni są trenerzy: w Pogoni od Dariusza Wdowczyka, Jana Kociana, przez Czesława Michniewicza, a teraz pewnie ostrzą już topór na głowę Kazimierza Moskala. Zarządu klubu, który w pełni świadomie zatrudnia każdego fachowca, konsekwencje omijają. Czterech szkoleniowców, zamiast jednego na cztery lata? Jak w takiej sytuacji budować zespół na lata? Problemem polskiej piłki klubowej są pieniądze. Za małe, by rywalizować z topowymi 8-9 ligami o gwiazdy, a za duże, by z biedy stawiać na swoich, młodych, bitnych. Skąd taki zalew Czechów, Słowaków, rosnąca fala Hiszpanów z niższych lig? Bo kluby idą na łatwiznę. Wolą sprowadzić ukształtowanego zawodnika zza granicy, niż męczyć się z wprowadzaniem młodego Polaka. W ten sposób nasza liga starzeje się niebezpiecznie. Zawodników z roczników 1988 i 1989 gra w niej jak na lekarstwo, a ci 23-24-letnie uchodzą ciągle za "młodych, zdolnych". W Czechach i na Słowacji, gdzie budżety klubów są znacznie niższe od tych naszych, nikomu nie wpadnie do głowy organizowanie zagranicznego zaciągu na większą skalę. Niemal czterokrotnie mniejszym od nas Czechom wychodzi to na dobre - ich kluby znacznie lepiej radzą sobie w Europie od naszych. Mniejsze wydatki dają lepsze efekty. Coś w stronę perpetuum mobile?Zobacz szczegóły z Ekstraklasy!