Piłkarze zakończyli sezon zasadniczy Ekstraklasy, rozegrali 30 kolejek. Jak pan ocenia ten okres pod względem sportowym? Marcin Animucki: Mamy za sobą bardzo interesujący sezon zasadniczy. O ile pamiętam, na pozycji lidera było w tym czasie aż sześć różnych klubów. Mieliśmy kilka zaskoczeń i bardzo ciekawą końcówkę, w której Lech Poznań został liderem. Na dole też jest ciekawie. Tam będzie trochę więcej zaciętych meczów o utrzymanie. To bardzo cieszy, zwłaszcza że trwa pierwszy sezon, gdy nie dzielimy punktów. Dla wielu osób to był kontrowersyjny pomysł, więc kluby zrezygnowały z tego podziału, co może się wcale nie okazać złym ruchem w odniesieniu do przebiegu rozgrywek. Z mojej perspektywy system ESA 37 to również duża wartość walki o pierwszą ósemkę przez cały sezon, do końca, co pokazały sobotnie mecze. W 30. kolejce mieliście świetną frekwencję - ok. 107 tysięcy widzów. To ponad dwa razy więcej niż np. na przełomie lutego i marca, gdy po fali mrozów niektóre stadiony świeciły pustkami. - To przede wszystkim ogromna zasługa wielu klubów, które walczą o kibiców. W tym sezonie widać było np. olbrzymi głód piłki w Górniku Zabrze, który wypełniał stadion kilka razy do ostatniego miejsca. Być może również dzięki temu, że nie obawiano się tam wystawiać młodych polskich piłkarzy. Wzmaga się dyskusja na temat zagranicznych graczy, a tu się okazuje, że klub, który w ostatnim meczu jest w stanie wystawić sześciu-siedmiu Polaków poniżej 22-23 lat, dodając kilku ciekawych zagranicznych piłkarzy, przyciąga na trybuny kilkadziesiąt tysięcy widzów. Również inne kluby, które walczą o czołowe lokaty pokazują, że potrafią zapełnić stadiony. I ta frekwencja wygląda całkiem nieźle. W najbliższym czasie Ekstraklasę czekają zmiany - nowy system rozgrywek i przetarg mediowy. Była propozycja, żeby powiększyć ligę do 18 drużyn. Ostatecznie pozostanie 16, ale z trzema spadającymi. - Kluby w porozumieniu z prezesem PZPN Zbigniewem Bońkiem zadecydowały, że system ESA 37 pozostanie na kilka najbliższych lat. Głównie zdecydowały o tym względy infrastrukturalne. Nie w samej Ekstraklasie, ale na jej zapleczu. W naszej spółce byliśmy gotowi na oba scenariusze - ESA 37 z 16 drużynami i ESA 34 z 18. W połowie lutego podjęto decyzję, żeby utrzymać obecny system. W ubiegłym tygodniu byłem w Edynburgu na spotkaniu European Leagues - nasz system był prezentowany szerszemu gronu ligowemu, ponieważ dość duża część lig w Europie decyduje się obecnie lub w najbliższych miesiącach na zmianę tradycyjnego systemu mecz-rewanż na taki, który pozwoli zwiększyć emocje, rywalizację. Z punktu widzenia lig bardzo ważne jest zapewnienie konkurencyjności wewnątrz ligi. U nas pokazała to w ostatnich latach Jagiellonia Białystok. Klub, których nie ma najwyższego budżetu w lidze, jest w stanie dzięki mądremu zarządzaniu, fajnym transferom, dobrej postawie trenerów i piłkarzy walczyć o najwyższe cele. A nie było tak, że kluby nie chciały 18-zespołowej ligi, ponieważ tort, czyli wpływy finansowe, trzeba byłoby dzielić na dwa kluby więcej? - Tendencja w Europie jest taka, że dyskutuje się o zmniejszaniu lig, a nie powiększaniu. Oczywiście jesteśmy dużym krajem, mamy wspaniałe stadiony. Jeżeli prace w Szczecinie będą przebiegać tak jak dotychczas, będziemy chwalić się kolejnym nowoczesnym stadionem w Ekstraklasie. W Płocku również trwa dyskusja na temat modernizacji tamtejszego obiektu. Na pewno mamy najbardziej nowoczesną infrastrukturę w regionie, a też kilka lig zachodnich patrzy z podziwem i trochę z zazdrością na nasze stadiony. Biorąc pod uwagę dynamicznie rozwijającą się 1. ligę, nie jest wykluczone, że w najbliższych latach także tam nastąpi przełom np. w kwestii podgrzewania muraw i zadaszenia. W sezonie 2019/2020 czternasty zespół spadnie z Ekstraklasy. Czy już jest pewne, że będzie - wzorem Anglii - otrzymywał wsparcie finansowe, parasol ochronny? - Dyskusja na temat docelowego modelu podziału pieniędzy to kwestia przyszłości. Najpierw trzeba zająć się skuteczną sprzedażą praw mediowych. W listopadzie ubiegłego roku Rada Nadzorcza Ekstraklasy powierzyła mi prowadzenie tego projektu z jasnym przekazem - zajęcia się w sposób profesjonalny procesem sprzedaży praw mediowych. To cel numer jeden, liczymy tutaj na znaczny wzrost. Chcemy wejść do pierwszej dziesiątki krajów w Europie, jeżeli chodzi o wartość praw mediowych, co jest dla nas dużą szansą. Drugim celem jest sprzedaż praw marketingowych. Jeżeli je osiągniemy, będziemy się potem zastanawiać, jak te pieniądze dzielić. ESA 37 to plusy w postaci m.in. emocji, co pokazuje obecny sezon, ale także minusy, na które zwraca uwagę PZPN. Jak informują media, piłkarska federacja apeluje o zmianę terminarza na nowy sezon. Szczególne kontrowersje wzbudzają dwa terminy - 22 grudnia i 7 lutego. - Po pierwsze, najpierw wspólnie z Marcinem Stefańskim (dyrektor operacyjny Ekstraklasy SA - red.), prezesem Zbigniewem Bońkiem i Łukaszem Wachowskim, odpowiedzialnym za kwestie terminarza z ramienia PZPN, spotkaliśmy się i doszliśmy do porozumienia w tym zakresie. Potem terminarz ten został i to jednogłośnie zatwierdzony przez zarząd PZPN. Tymczasem teraz mamy zaskakujące stanowisko, które przekreśla te dwa poprzednie kroki. Druga sprawa - przed szczegółowym ustaleniem terminarza na przyszły sezon braliśmy pod uwagę mistrzostwa świata do lat 20 (Polska jest gospodarzem w 2019 roku - red.), ale nie wiedzieliśmy dokładnie, kiedy one się odbędą. Kiedy okazało się, że zostaną rozegrane m.in. na dwóch-trzech stadionach Ekstraklasy pod koniec maja, zostaliśmy poproszeni o przełożenie dwóch kolejek na wcześniejsze terminy. Jedyne wolne daty to właśnie te, o których pan wspomniał. Dodam, że bardzo podobny terminarz ma liga szwajcarska. Nie odbiegamy tak bardzo od kalendarzy kilku lig, które grają w podobnych warunkach klimatycznych i muszą uwzględniać ten sam terminarz międzynarodowy. Wiadomo, że krajowe rozgrywki nie mogą odbywać się w terminach nakładających się na spotkania Ligi Mistrzów, ale np. w minioną środę - w nieco wcześniejszych godzinach - rozegrano mecze m.in. w najwyższych klasach w Norwegii i Szwajcarii. - Kalendarz międzynarodowy często uniemożliwia nam rozgrywanie meczów w środku tygodnia. Są podpisane specjalne porozumienia, które gwarantują UEFA okienka telewizyjne pod te mecze. My oczywiście możemy w dalszej części sezonu - kwietniu i maju - myśleć o terminach zastrzeżonych na Ligę Mistrzów, bo ostatnie sezony pokazały, że nasze drużyny już na tym etapie nie uczestniczą w rozgrywkach UEFA. Wierzymy jednak, iż coraz więcej polskich zespołów będzie brać udział w europejskich pucharach, w związku z tym bardzo ciężko o umieszczenie dat ligowych w tym jesiennym kalendarzu. Przy okazji warto też zwrócić uwagę, że w tym roku akurat dwie pierwsze kolejki w lutym były całkiem niezłe, jeżeli chodzi o pogodę. Nie ma tu reguły. Dużo gorzej było na przełomie lutego i marca. - Tak, ale przecież większość lig w Europie gra na przełomie lutego i marca. Nie zawsze trafimy z pogodą. A chcę przypomnieć, że w naszej Ekstraklasie, zaledwie jednej z kilku w Europie, wszystkie spotkania odbyły się zgodnie z kalendarzem. Dzięki pracy osób odpowiedzialnych za płyty boiska, murawy ekstraklasowych stadionów wyglądają bardzo dobrze. Osobiście jestem z poziomu naszych boisk naprawdę zadowolony. I dziękuje osobom, które o to zadbały. Od początku sezonu w polskiej Ekstraklasie zastosowano system wideoweryfikacji, bardzo szybko jak na Europę. W 30. kolejce, gdy wszystkie spotkania rozgrywano o jednej porze, systemu VAR jednak zabrakło. Nie ma obecnie wystarczającej liczby wozów do obsługi ośmiu meczów jednocześnie, więc PZPN nie chciał nikogo faworyzować. Jakie było stanowisko Ekstraklasy S.A. w tej sprawie? - Z punktu widzenia produkcyjnego to trudne wyzwanie. Ekstraklasa Live Park produkuje wszystkie 296 meczów na sezon. Ale jest ten jeden szczególny dzień, kiedy trzeba wyprodukować osiem meczów jednego dnia. I to jest niezwykle trudne logistycznie przedsięwzięcie. Zawsze dostarczaliśmy sygnał telewizyjny, bo mamy możliwość wynajęcia dodatkowych wozów z Polski, Niemiec, Czech czy Litwy. Inaczej sytuacja wygląda z VAR. O ile wiem, PZPN, który jest odpowiedzialny za VAR, dysponuje trzema, ewentualnie czwartym specjalnie przygotowanym na taką okazję wozem. Więc technologicznie pojawia się problem z przeprowadzeniem ośmiu meczów jednocześnie z obsługą VAR. Jeżeli chodzi o decyzję, czy VAR ma być na wszystkich meczach jednocześnie, czy nie, to już suwerenna decyzja PZPN i trudno mi ją oceniać. A sam system jak pan ocenia? - VAR zmienił oblicze polskiej piłki. Kilkanaście decyzji w sezonie zasadniczym, które miały wpływ na wynik końcowy zawodów, pokazało, że była to decyzja słuszna. Nie wiem, czy w przyszłości jesteśmy w stanie rozwiązać problem używania tego systemu na ośmiu stadionach w tym samym czasie. To także kwestia arbitrów, bo potrzeba 16 certyfikowanych sędziów VAR - na boisku i w wozach. To trudne logistycznie. Warto jednak mieć świadomość, że przedstawiciele lig zagranicznych przyjechali do nas na warsztaty, które organizowaliśmy w ubiegłym miesiącu. Pokazywaliśmy, jak wprowadzaliśmy TRACAB (dane fitnessowe - red.), aplikację Ekstraklasy, ale również, jak funkcjonuje VAR od strony technologicznej. I wielu gości było pod dużym wrażeniem, że polska liga - nie największa w Europie - w normalnej kolejce ligowej jest w stanie obsłużyć osiem meczów (w ciągu kilku dni - red.), z czym sobie nie do końca poradzono w niektórych krajach. Rozmawiał Maciej Białek