W rekordowej 12. kolejce padło aż 36 goli. Jeśli nie liczyć "kolejki cudów" z czerwca 1993 roku ("ustawione" mecze: ŁKS - Olimpia Poznań 7-1 i Wisła Kraków - Legia Warszawa 0-6, za co Legii odebrano tytuł mistrza Polski), to po raz ostatni tyle bramek w polskiej lidze strzelono dokładnie pół wieku temu! Grało w niej wtedy 14 zespołów. Od sezonu 2005-2006, czyli od czasu powiększenia Ekstraklasy do 16 drużyn, tylko raz - w 2007 roku - średnia goli na mecz przekroczyła 2,5. Dlaczego pada więcej goli? "Parkowanie autobusu" w polu karnym wyszło z mody? A może dlatego, że - jak twierdzi Wojciech Kowalczyk - obrońcy w naszej lidze są coraz słabsi? - Futbol pójdzie w kierunku bardziej ofensywnej gry, bo tego domagają się kibice. Ludzie chcą przychodzić na spektakl i oglądać gole, bo przecież one są solą futbolu - twierdzi Stefan Białas, były piłkarz i trener, a obecnie komentator. - Mam nadzieję, że nie jest to oznaką słabości obrony czy bramkarzy, tylko wynika z tego, że każdy chce strzelać gole, począwszy od obrońców. Gdy tak jest, wtedy łatwiej o błędy w obronie - dodaje Piotr Reiss, legenda Lecha Poznań. Innego zdania jest Mariusz Śrutwa, król strzelców I ligi z 1998 roku i II ligi z roku 1996. Były snajper chorzowskiego Ruchu nie ma dobrego zdania o polskiej lidze i nie zmienia tego fakt, że kibice oglądają coraz więcej goli: - To są tylko statystyki. Ja nie widzę trendu, aby mecze były ciekawsze. Uważam raczej, że większa liczba padających goli wynika z tego, że drużyny są coraz słabsze, a piłkarze popełniają więcej błędów - przekonuje Śrutwa. Takiej bitwy o koronę króla strzelców nie było od dawna Zaledwie czternaście goli wystarczyło, aby zostać królem strzelców Ekstraklasy w poprzednim sezonie. Teraz prowadzący w klasyfikacji Paweł Brożek ma na koncie 11 trafień po 21 meczach i depcze mu po piętach mocna grupa pościgowa. - Fajnie, że jest wyrównana grupa najlepszych strzelców. Ośmiu, dziewięciu będzie walczyć o tytuł - szacuje Tomasz Frankowski, czterokrotny król strzelców naszej ligi. Stefan Białas podkreśla, że wreszcie doczekaliśmy się Polaków w czołówce klasyfikacji snajperów i ocenia, że zdobycie nawet 20 goli nie wystarczy, aby w tym sezonie zostać najlepszym strzelcem. Ekstraklasa SA wyliczyła, że w 21 kolejkach obecnego sezonu piłkarze strzelili o 41 goli więcej niż przed rokiem, a oddali o 99 strzałów mniej. To jednak nie musi oznaczać, że za rosnącą liczbą goli stoją wyższe umiejętności napastników. - Trudno porównywać obecnych strzelców przykładowo z Robertem Lewandowskim, który też strzelał bramki w Ekstraklasie. Cieszę się jednak, że o koronę króla strzelców walczy kilku zawodników. Przyzwyczailiśmy się, że w rundzie wiosennej liczyło się naprawdę tylko dwóch piłkarzy. Dzisiaj skutecznych zawodników jest więcej, strzelają gole także obrońcy czy pomocnicy - podkreśla Piotr Reiss, król strzelców Ekstraklasy w 2007 roku. Ofensywniejszą grę wymusiła reforma ligi? - Może większa liczba goli to efekt reorganizacji systemu rozgrywek? - zastanawia się Tomasz Frankowski. - W każdym razie chciałbym w to wierzyć. Na razie widzę więcej plusów niż minusów reformy. Jego głos należy jednak do mniejszości, bo przeważają opinie krytyczne. Podział na mocniejszą i słabszą ósemkę po rundzie zasadniczej sprawił, że w początkowej fazie rozgrywek każdy zespół ma większą motywację. Wynika to z faktu, że o realny cel (mistrzostwo i utrzymanie) nie walczy jedynie kilka najsilniejszych i najsłabszych zespołów. Poza pretendentami do tytułu, cała reszta bije się o miejsce w czołowej "ósemce". Mariusz Śrutwa podkreśla jednak, że za to wiosną, po podziale ligi na mocniejszą i słabszą grupę, będziemy świadkami mnóstwa "meczów o pietruszkę". - Miałem okazję grać, gdy wprowadzono podobną reformę i wiemy, jak się skończyło - szybko się z niej wycofano. To pierwsza sprawa, a po drugie - nie jestem zwolennikiem takiego systemu, bo nie funkcjonuje w najsilniejszych ligach. Gdyby rzeczywiście był receptą na uatrakcyjnienie rozgrywek, to ktoś inny wpadłby na ten pomysł wcześniej. W mojej ocenie wyszliśmy więc przed szereg, żeby pokazać, że mamy jakiś pomysł i staramy się coś robić - przekonywał Mariusz Śrutwa. Sceptyczny jest także Piotr Reiss: - Już słychać głosy, że w przyszłym sezonie możemy wrócić do starego systemu. Na ocenę przyjdzie czas dopiero po sezonie - powiedział były snajper Lecha Poznań. Zdecydowanym przeciwnikiem reformy jest Stefan Białas. Podstawowym argumentem na "nie" jest ingerencja w punkty zdobyte przez zespoły na boisku. Poza tym zwraca uwagę na to, że zwiększenie liczby meczów niesie ze sobą ryzyko. - Liga ma wznowić rozgrywki już w połowie lutego, gdy w Polsce jest największa zima. Murawy tego nie wytrzymają i w kwietniu piłkarze będą grać na kretowiskach. W takich warunkach trudno będzie o gole - prorokuje Białas, a jego słowa potwierdza fakt, że w 20. kolejce, rozgrywanej w najtrudniejszych jak dotychczas warunkach atmosferycznych, padło zdecydowanie najmniej, bo tylko 13 goli.