Początek nowego sezonu to katastrofalna postawa mistrzów Polski, którzy zajmują ostatnie miejsce w tabeli! Tak słabo nie zaczął żaden triumfator rozgrywek w ostatnich latach. Dość powiedzieć, że Lech Poznań to jedyny mistrz w Europie, który tak dramatycznie radzi sobie w rodzimej lidze. Jego postawy nie można tłumaczyć próbą godzenia rozgrywek na dwóch frontach - w lidze i europejskich pucharach. Do tego dochodzą też rozgrywki Pucharu Polski, a na początku sezonu mecz o Superpuchar Polski. W związku z tym mistrz od 10 lipca wystąpił łącznie w 18 meczach o stawkę. Czy to tak dużo? Nie można tym usprawiedliwiać jego fatalnej postawy, bo nie od dziś polskie kluby rywalizują latem i jesienią na kilku frontach. Kilka lat temu obronną ręką z takiej sytuacji wychodziła Wisła Kraków, ostatnio udawało się to też Legii Warszawa. Dlaczego więc Lech ma aż taki problem? Wydaje się, że w grę mogą wchodzić trzy kwestie. Po pierwsze, poznaniacy nie dokonali latem znaczących transferów. Pozyskali już leciwych Dariusza Dudkę i Marcina Robaka, a także zawodników z zagranicy, o których niewielu wcześniej słyszało. Efekt? Nowi gracze zostali wprowadzeni do pierwszej drużyny, ale nie podnieśli poziomu. Po drugie, Lech mógł lepiej przepracować okres przygotowawczy. Skorża prawdopodobnie obawiał się, że na początku sezonu jego gracze mogą być przeciążeni, dlatego nie przykręcał im śruby. Nie udało się dzięki temu zapobiec kontuzjom czy słabej postawie w końcówkach spotkań. Po trzecie, a to najbardziej obiektywne kryterium, Lecha prześladowały kontuzje. Już początek rozgrywek pokazał, że ławka "Kolejorza" będzie krótka. Okazało się, że urazy piłkarzy z podstawowego składu uwypukliły biedę mistrza Polski w rezerwach. Tak naprawdę, tylko 14-15 graczy nadawało się do gry, a pozostali wyraźnie odstawali. Także dlatego przeciwko np. FC Basel, piłkarze Lecha nie byli najmocniejsi. Nie tylko mistrz Problemy Lecha to jedno, ale falstarty zanotowały też inne polskie kluby. Budowana za wielkie pieniądze Lechia Gdańsk po dziewięciu meczach ma na koncie tylko jedną wygraną. Nad morzem zrobiło się nerwowo i posadą musiał zapłacić trener Jerzy Brzęczek. Zastąpił go Thomas von Hessen, który na początku też ma problemy z punktowaniem. A przecież w Gdańsku gra niemal połowa byłych lub obecnych reprezentantów Polski. Takie nazwiska jak: Sebastian Mila, Sławomir Peszko, Grzegorz Wojtkowiak czy Jakub Wawrzyniak miały być gwarancją sukcesów. Nic z tego. Być może w drużynie jest zbyt wielu doświadczonych piłkarzy? A może trener nie potrafi pogodzić wielu mocnych charakterów w jednej drużynie? Na te pytania jak najszybciej będzie musiał odpowiedzieć niemiecki szkoleniowiec, bo inaczej może podzielić los poprzedników. Słabo wystartował też Śląsk Wrocław. Zespół Tadeusza Pawłowskiego również na początku musiał godzić obowiązki między ligę i europejskie puchary. Przygoda na arenie międzynarodowej nie trwała jednak zbyt długo. Wrocławianie odpadli i mogli się skupić wyłącznie na lidze. Na razie jednak nie potrafią wykrzesać z siebie tyle, ile powinni. Ich skład jest bowiem tylko nieznacznie gorszy od tego z poprzedniego sezonu. Śląsk miał walczyć o czołowe lokaty, ale ma jeszcze czas, by zaskoczyć. Czasu nie ma natomiast w Zabrzu i Bielsku-Białej. Obie te drużyny w poprzednim sezonie kręciły się w środku stawki, a teraz okupują dolne rejony tabeli. W tych klubach poleciały też głowy Roberta Warzychy (Górnik) i Dariusza Kubickiego (Podbeskidzie). Jeśli w tych drużynach szybko nie dojdzie do poprawy, zima może być bardzo ciężka. Kto jeszcze w tej chwili znajduje się w dolnej połowie tabeli? Cracovia, Korona Kielce i Górnik Łęczna, czyli zespoły, które w poprzednim sezonie walczyły o utrzymanie. Wydaje się, że najwyżej z nich w bieżącej kampanii może zajść drużyna z Krakowa. Po świetnym starcie podopieczni Jacka Zielińskiego złapali lekką zadyszkę, ale powinni wyjść z dołka, bo to zespół z dużym potencjałem. Czego nie można powiedzieć o Koronie i Górniku Łęczna. Obie te drużyny powinny znów bić się o utrzymanie, bo z takimi zawodnikami, jakimi dysponują Jurij Szatałow i Marcin Brosz, cudów zrobić się nie da. Odwróć tabelę, a Lech będzie na czele Inna sprawa, że gdyby odwrócić tabelę, mielibyśmy chyba mniej niespodzianek niż w tej chwili na czele stawki. Bo czy Lech Poznań nie mógłby być liderem, a Lechia Gdańsk zajmować czwartego miejsca? Przed startem ligi właśnie tak można byłoby układać wirtualną tabelę. W górnej połowie tylko dwie pozycje się nie zmieniają - Legia Warszawa i Wisła Kraków wciąż liczą się w stawce. Co by nie powiedzieć o naszej lidze, to na pewno jest nieprzewidywalna. W największych ligach Europy nie ma takiej sytuacji. Każde kolejne rozgrywki zaczynają się podobnie. Mistrz najczęściej pewnie kroczy od zwycięstwa do zwycięstwa, choć oczywiście przydarzają mu się małe wpadki. U nas jest inaczej, a zależy to prawdopodobnie od poziomu polskiej ligi. Ekstraklasę można kochać lub nienawidzić, ale na pewno jest ciekawie i nie można się z nią nudzić. Łukasz Szpyrka