Od 1989 roku, przez najwyższą klasę rozgrywkową w naszym kraju przewinęło się ponad 900 obcokrajowców z najróżniejszych stron świata. Najwięcej przedstawicieli w naszej lidze mieli Brazylijczycy, Nigeryjczycy, Słowacy, a także kraje post-jugosłowiańskie. Jednak są i inne zakątki naszego globu, skąd również pochodzili piłkarze występujący w Ekstraklasie. Jedni przyjeżdżali do Polski z etykietą talentu, inni zaś bez żadnej reklamy. Wszyscy marzyli o tym, aby Ekstraklasa pozwoliła im się wybić do którejś z najsilniejszych lig w Europie. Czy im się udało? Giovanni (Angola) Latem 2010 roku Arka Gdynia sięgnęła po angolski talent grający w Holandii - napastniki Giovanniego Vembę Duarte. Do Polski przyjeżdżał jako junior Twente FC, z nadzieją, że do Eredivisie wróci jako senior. Debiutując w zespole z Pomorza miał 19 lat. Do końca sezonu 2010/2011 rozegrał dwanaście spotkań w Ekstraklasie i kilka epizodów w Młodej Ekstraklasie. Na poziomie seniorskim nie trafił ani razu. Na początku kolejnego sezonu rozwiązano z nim kontrakt, motywując to nieprofesjonalnym podejściem do treningów. Po powrocie do Holandii nie mógł znaleźć zatrudnienia. Ostatnio, jesienią 2014 roku występował na czwartym poziomie rozgrywkowym w zespole VV Hoogeveen. Saidi Ntibazonkiza (Burundi) Kolejny zawodnik z Czarnego Lądu. Do Cracovii trafił w 2010 roku, dzięki staraniom nowego trenera Rafała Ulatowskiego. Ntibazonkiza miał za sobą cztery lata w Eredivisie, gdzie z powodzeniem grał w NEC Nijmegen. Podczas czterech sezonów w Ekstraklasie rozegrał 77 meczów w drużynie "Pasów", dla której zdobył 16 bramek. Zakusy na pozyskanie Burundyjczyka robił Lech Poznań, ale kluby nie potrafiły się porozumieć w sprawie transferu. Latem ubiegłego roku Saidi trafił do tureckiego Akhisar Belediyespor. Burundyjczyk nie zadomowił się jednak nad Bosforem i rozwiązał umowę. Od kilku tygodni jest piłkarzem SM Caen, które występuje w Ligue 1. We Francji wiążą z nim duże nadzieje, o czym świadczy koszulka z numerem "10", którą otrzymał. Dong Fangzhuo (Chiny) Jedyny jak do tej pory przedstawiciel Kraju Środka w Ekstraklasie. Do Legii trafił na początku 2010 roku, mając na koncie dwa sezony w barwach Manchesteru United i zwycięstwo w Lidze Mistrzów w CV. Jego transfer wzbudził sensację. Trener Jan Urban mówił nawet, że Dong pomoże wypromować Legię w Chinach. Skończyło się na dwóch występach w Ekstraklasie. Po odejściu z warszawskiej drużyny grał jeszcze w Portugalii i Armenii, a następnie wrócił do ojczyzny. Nigdy nie nawiązał do formy, jaką prezentował przed transferem do Manchester United. Obecnie, mając 30 lat, pozostaje bez klubu. Ahmed Ghanem (Egipt) Legia lubiła być w przeszłości prekursorem i stawiać na zawodników, którzy nigdy nie grali w naszym kraju. Pięć lat przed Dongiem Fangzhuo do Warszawy przybył Egipcjanin Ahmed Ghanem. "Faraon" trafił do Polski mając 19 lat, jako wychowanek słynnego kairskiego Zamaleku. W Ekstraklasie zagrał dwa razy, jesienią 2005 roku. Wiosną wylądował w rezerwach, a latem opuścił stolicę naszego kraju. Wrócił do Zamaleku, gdzie grał z powodzeniem przez kilka sezonów. W styczniu 2013 roku pojawił się ponownie w Polsce. Był na testach w Stali Rzeszów, ale wypadły one blado, bo Egipcjanin po kilku dniach wrócił do swojego kraju bez kontraktu. Ostatnio grał w El-Gounie, ale aktualnie, mając 29 lat nie ma klubu. Luis Swisher (Gwatemala) 23-krotny reprezentant Gwatemali, uczestnik Gold Cup CONCACAF 2007. Do Polski wyjechał latem 2005 roku, jako 27-letni solidny obrońca. Kontrakt z zawodnikiem podpisała warszawska Polonia. Jesienią Swisher rozegrał czternaście meczów w Ekstraklasie i cztery w Pucharze Polski. Wydawało się, że transfer Gwatemalczyka można zaliczyć do udanych. Obrońca trafił jednak rezerw i wiosną nie grał w już w pierwszym zespole. Po zakończeniu sezonu Swisher wrócił do swojego kraju, a rok później sięgnął po mistrzostwo Gwatemali z Xelaju Mario Camposeco. Karierę zakończył przed dwoma laty, a obecnie pracuje w akademii New York Red Bulls. Kim Min-Kyun (Korea Południowa) Pomimo ekspansji koreańskich piłkarzy do Europy, przez polską ligę przewinął się zaledwie jeden zawodnik z tego kraju. Wychowanek Daegu FC, pomocnik Kim Min-Kyun trafił do Jagiellonii Białystok w styczniu 2013 z japońskiego Fagiano Okayama. Gdyby wypełnił umowę, którą wtedy podpisał, wciąż grałby w Polsce. Ekstraklasę opuścił jednak po zaledwie pół roku, bo jak tłumaczył w swoim oświadczeniu białostocki klub, miał problemy z aklimatyzacją. Były reprezentant koreańskiej młodzieżówki rozegrał 5 meczów na najwyższym poziomie i wrócił do Okayamy. Obecnie Kim Min-Kyun jest piłkarzem Ulsanu Hyundai, który występuje w koreańskiej Ekstraklasie. Junior Diaz (Kostaryka) Jeden z tych egzotycznych zawodników, który zrobił karierę w Polsce. Do naszego kraju trafił w wieku 24 lat z rodzimego CS Herediano. Miał już za sobą debiut w reprezentacji Kostaryki, której jest etatowym reprezentantem. W Wiśle Kraków, do której przybył w styczniu 2008 roku, rozegrał 66 meczów ligowych, zdobywając trzy tytuły mistrza Polski. Potem trafił do belgijskiego Club Brugge, ale tam zderzył się z brutalną rzeczywistością. Wrócił do Krakowa w ramach rocznego wypożyczenia. Zaliczył kolejne 20 spotkań w Ekstraklasie i trafił do niemieckiego FSV Mainz. W odróżnieniu od pobytu w Belgii zyskał uznanie i grał w Moguncji przez trzy sezony. Rozgrywki Bundesligi 2015/2016 rozpoczął w barwach beniaminka z SV Darmstadt. Ma 32 lata i wciąż gra w reprezentacji swojego kraju. Przed rokiem dotarł z nią do ćwierćfinału mundialu. Aaran Lines (Nowa Zelandia) Przez Polskę przewinęło się trzech piłkarzy z Australii, ale grupę zawodników z kontynentu australijskiego uzupełnia reprezentant Nowej Zelandii - Aaran Lines. Do Polski trafił jako 26-latek, mając już odpowiednią renomę. Na koncie miał dwa Puchary Oceanii z reprezentacją swojego kraju i udział w Pucharze Konfederacji. Kilka lat spędził w Werderze Brema, jednak nie zadebiutował w tym zespole w spotkaniu ligowym. W marcu 2003 zadebiutował w naszej Ekstraklasie w barwach chorzowskiego Ruchu. Rozegrał 12 meczów na najwyższym poziomie, ale... "Niebiescy" spadli z ligi. Na zapleczu Lines wytrzymał jeszcze rok, po rundzie w Ruchu i gdyńskiej Arce. <a href="http://wyniki.interia.pl/rozgrywki-L-polska-ekstraklasa,cid,3,sort,I">Ekstraklasa - sprawdź terminarz, wyniki oraz tabelę!</a> Na chwilę wrócił do Niemiec, ale potem wyemigrował do Stanów Zjednoczonych. Grał m.in. dla Portland Timbers. W 2008 roku zakończył karierę i zajął się trenerką. Obecnie prowadzi kobiecy zespół Western New York Flash. Raul Gonzalez (Wenezuela) Transfer Wenezuelczyka wzbudził w Polsce nie lada zamieszanie. Czytając nagłówki można byłoby wnioskować, że oto GKS Bełchatów zatrudnił legendę Realu Madryt o tym samym imieniu i nazwisku. Szybko wyjaśniło się jednak, że zamiast napastnika reprezentacji Hiszpanii, do Polski trafił jednokrotny reprezentant Wenezueli. Raul miał za sobą cztery lata spędzone na Cyprze. W Bełchatowie rozegrał 22 mecze w Ekstraklasie w sezonie 2012/2013, ale nie zdołał uratować ligowego bytu dla GKS-u. Rozpoczął nowy sezon w pierwszej lidze, ale przed końcem rundy jesiennej rozwiązał swoją umowę za porozumieniem stron. Ubiegły sezon spędził w cypryjskiej Doxie Katokopias, ale w sierpniu wrócił do naszego kraju. Podczas letniego okienka transferowego podpisał roczny kontrakt z katowickim Rozwojem, gdzie jest podstawowym obrońcą. Egzotyczni zawodnicy z różnym skutkiem radzili sobie w Polsce, ale wydaje się, że szerokość geograficzna ich pochodzenia wcale nie miała wpływu na ich grę w naszym kraju. Jedni, jak Junior Diaz czy Saidi Ntibazonkiza, wykorzystali grę w Ekstraklasie, aby wypromować się do lepszego klubu, dla innych gra w polskiej lidze była szczytem piłkarskich umiejętności. Autor: Kamil Kania