Ekstraklasa: wyniki, terminarz, strzelcy, gole Górnik Łęczna dramatycznie broni się przed spadkiem. W piątek walczył z Koroną w Kielcach i aż do 93. min bronił punktu - było 1-1. Tymczasem po aktorskim upadku w polu karnym Iljana Micanskiego sędzia Paweł Raczkowski podyktował rzut karny, który na bramkę zamienił Jacek Kiełb. Analiza powtórek dowiodła, że obrońca Górnika - Gerson nie dotknął rywala.Szef sędziów Zbigniew Przesmycki ma jednak swoją własną optykę.- W momencie, gdy napastnik Korony składał się do strzału, obrońca Górnika nie był zainteresowany piłką. Mógł lekko potrącić swojego rywala, uniemożliwiając mu trafienie w piłkę. Inna sprawa, że zawodnik gospodarzy trochę nieudolnie upadł na murawę, wyrzucając ręce w górę - powiedział Przesmycki w rozmowie z PAP. Nawet często broniący sędziów ekspert Canal+ Sport - Sławomir Stempniewski zachowanie Micanskiego nazwał klasycznym nurkowaniem. Gol dla Legii i bezdyskusyjny błąd sędziego W drugim meczu Zagłębie Lubin podejmowało Legię Warszawa i przy stanie 1-1 Arkadiusz Woźniak dwukrotnie trafiał do siatki. Za pierwszym razem spalony był ewidentny, za drugim stykowy - 60 cm, ale asystent Jarosława Przybyła podniósł chorągiewkę, jak nakazują przepisy, choć gdyby tego nie zrobił nazwano by to promowaniem gry ofensywnej. Tymczasem drugi asystent nie podniósł chorągiewki w o wiele łatwiejszej sytuacji, gdy na 53-centymetrowym spalonym był Sebastian Szymański, który trafił do bramki na 3-1. - To jedyna sytuacja, w której nie mam usprawiedliwienia dla arbitra. Piłkarz Legii był na spalonym. Dodatkowo mówimy o sytuacji statycznej, a nie dynamicznej, więc sędzia asystent powinien to zauważyć - przyznał otwarcie Przesmycki. Nieuznany gol "Pasów" mógł być bramką kolejki! W trzecim meczu kolejki, w sobotę, Cracovia podejmowała Arkę Gdynia. Przy stanie 0-0 Marcin Budziński przedarł się środkiem i chociaż był faulowany, powstał i wypalił zza pola karnego. Piłka odbiła się od poprzeczki i wylądowała całym obwodem za linią bramkową. Tego nie zauważył jednak ani sędzia Paweł Gil, ani jego asystent liniowy. - Jeżeli sędzia ma wątpliwości, nie podnosi chorągiewki. To ciężka sytuacja do zauważenia. Dla sędziego asystenta piłka była między słupkami. Jeśli spojrzymy z góry, ona cały czas pokrywa się z częścią linii bramkowej. Proszę zauważyć, że w tej sytuacji nie było reakcji ze strony samych piłkarzy. Piłka odbiła się od murawy i wróciła przed bramkę - komentuje Przesmycki, który nie ukrywał, że jest wielkim zwolennikiem technologii goal-line. - Jestem za wprowadzeniem takiego systemu, ale musiałaby w niego wyposażyć boiska Ekstraklasa. To droga rzecz, kilkanaście kamer, specjalny zegarek dla arbitra itd. Pytanie, czy ten koszt jest wart zastosowania. Jeżeli uznają, że warto, z radością to przywitam - nie kryje Przesmycki. W czwartym meczu Bruk-Bet Termalica rywalizowała w Niecieczy z Ruchem Chorzów. Po dośrodkowaniu w pole karne gospodarzy ich obrońca Vladislavs Gutkovskis niezdarnie zagrał piłkę ręką. Zagranie było z dużej odległości, więc wówczas nic nie tłumaczy zawodnika, jak w przypadku kopnięcia z bliska, gdy nie ma czasu na reakcję. Gwizdek sędziego Krzysztof Jakubika jednak milczał. Cztery pierwsze mecze i w każdym z nich duży błąd sędziego - dawno w Ekstraklasie takiej sytuacji nie było. - Ta kolejka była trudna dla sędziów. Mieli dużo pracy, ale jeżeli popatrzy się na całość, ogólnie jestem zadowolony - upiera się tymczasem Zbigniew Przesmycki, który dokładnie omówił sporne sytuacje z ostatnich spotkań. Pytanie jest otwarte: czy przy tak bezkrytycznym podejściu będzie możliwa poprawa w prowadzeniu zawodów piłkarskich na najwyższym szczeblu?Wiadomo, że każdy może się pomylić, ale po niektórych sytuacje z meczów 24. kolejki Ekstraklasy można było tylko złapać się za głowę z niedowierzania. Mecz na szczycie i wielki sprawdzian sędziego Na tle popełniających błąd za błędem kolegów dobrze wypadł nasz eksportowy arbiter Szymon Marciniak, choć i on nie miał łatwego zadania. W starciu Lecha z Lechią na murawie między zawodnikami mocno iskrzyło. Marciniak musiał studzić emocje i pokazał trzy czerwone kartki zawodnikom Lechii (w tym jedna dla rezerwowego bramkarza) i aż 10 żółtych. - Szymon wywiązał się bardzo dobrze ze swojego zadania. Tam co chwila coś się działo. Będziemy analizować jeszcze całokształt, ale uważam, że nasz międzynarodowy arbiter podołał zadaniu. Nie mam do niego zastrzeżeń - bronił decyzji Przesmycki i zaznaczał, że arbiter słusznie nie uznał gola Radosława Majewskiego, który był na spalonym. AK