Ekstraklasa: wyniki, tabele i strzelcy - kliknij tutaj! W ostatnich tygodniach bardzo dużo mówi się o tym, że sędziowie w kolejnych meczach Ekstraklasy popełniają błędy na korzyść Legii. Ostra krytyka na arbitrów spadła szczególnie po spotkaniu stołecznego zespołu z Jagiellonią Białystok, kiedy zwycięskiego gola dla warszawskiej drużyny zdobył Orlando Sa po kontrowersyjnym rzucie karnym. Od tamtej pory mecze Legii są uważnie obserwowane przez kibiców i ekspertów, którzy na własne oczy chcą się przekonać, czy sędziowie prowadzący spotkania stołecznej drużyny są całkowicie bezstronni, a ich błędy to jedynie efekt słabszego dnia, a nie działanie z premedytacją. W niedzielę Legia wygrała 1-0 u siebie z Wisłą Kraków, ale w internecie znowu rozgorzała dyskusja na temat tego, czy aby bramka dla mistrzów Polski została zdobyta w pełni prawidłowo. Przypomnijmy przebieg całej "bramkowej" akcji: w 60. minucie z rzutu wolnego w kierunku dalszego słupka dośrodkował Tomasz Brzyski. Tam Jakub Rzeźniczak wygrał walkę o pozycję z Bobanem Joviciem i skierował piłkę do siatki. Wszystko wyglądałoby zupełnie prawidłowo, gdyby nie to, że w momencie oddania strzału napastnik Legii Marek Saganowski blokował próbującego interweniować bramkarza Wisły Michała Buchalika. Spójrzmy na zdjęcie: W przepisach stoi jasno: "Zawodnik, który przebywa na pozycji spalonej, może być ukarany jedynie wtedy, gdy w momencie dotknięcia bądź zagrania piłki przez współpartnera, zdaniem sędziego jest aktywny w grze poprzez: branie udziału w grze lub przeszkadzanie przeciwnikowi lub odnoszenie korzyści z przebywania na tej pozycji". Czy zatem bramka dla Legii nie powinna zostać uznana z powodu spalonego Marka Saganowskiego? To pytanie zadaliśmy byłemu sędziemu liniowemu - Jarosławowi Tomczykowi. - Z książkowego punktu widzenia jest to spalony, ale w praktyce nawet nie 99, ale 100 na 100 sędziów nie odważyłoby się podnieść chorągiewki - powiedział nasz rozmówca. - Strzał był z bardzo bliskiej odległości, praktycznie do pustej bramki. Poza tym warto zwrócić uwagę na to, że piłkarze Wisły nawet nie protestowali po tym straconym golu - dodał Tomczyk. Podsumowując - kontrowersja może i owszem była, ale pamiętajmy, że sędzia nie dysponuje możliwością obejrzenia akcji na powtórce, a liniowy nie może przyjrzeć się akcji klatka po klatce.