Na pierwszego od czterech spotkań z Cracovią gola piłkarze i kibice Legii musieli czekać aż do piątej minuty doliczonego przez sędziego czasu gry, ale być może jego waga będzie olbrzymia. Po rzucie rożnym Michał Helik zahaczył w polu karnym Williama Remy'ego i Bartosz Frankowski odgwizdał rzut karny. Pewnym egzekutorem okazał się Hiszpan Carlitos, który zdobył 15. bramkę w sezonie. Wcześniej do siatki trafił Portugalczyk Iuri Medeiros, ale arbiter uznał, że będący na spalonym jeden z legionistów przeszkadzał bramkarzowi gości w skutecznej interwencji i nie uznał gola. Broniąca tytułu stołeczna ekipa nie tylko przełamała złą passę w potyczkach z "Pasami" (wcześniej dwukrotnie 0-0 i 0-2 w lutym tego roku), ale i odniosła czwarte zwycięstwo od kiedy Aleksandar Vuković na stanowisku pierwszego trenera zastąpił Portugalczyka Ricardo Sa Pinto. Ale co najważniejsze - została liderem tabeli i wyprzedza zespół z Gdańska o trzy punkty. - Przypominam sobie 75. minutę niedawnego w sumie meczu w Zabrzu, kiedy mieliśmy sześć punktów straty do Lechii. Sytuacja bardzo szybko się zmienia i musimy podchodzić do kolejnych meczów z jeszcze większą determinacją - powiedział Vuković. Biało-zieloni na pierwszym miejscu byli nieprzerwanie od 13. kolejki, którą rozegrano pod koniec października. Walka na dwóch frontach - gdańszczanie awansowali do finału Pucharu Polski - kosztowała drużynę trenera Piotra Stokowca sporo sił i w ostatnich dniach dopadł ją kryzys. Przed tygodniem Lechia przegrała na wyjeździe z Cracovią 2-4, a teraz nie dała rady świetnie spisującemu się wiosną Piastowi. Już w sezonie zasadniczym, trzy tygodnie temu, gliwiczanie pozostawili w Gdańsku dobre wrażenie, ale przegrali 0-2. W sobotę nie było wątpliwości, kto był lepszy. W 29. minucie prowadzenie gościom dał strzałem z 15 metrów Piotr Parzyszek, który w poprzednim spotkaniu pomiędzy tymi zespołami miał wyjątkowego pecha i zmarnował kilka świetnych sytuacji. Miejscowi od 44. minuty grali w osłabieniu, gdyż drugą żółtą, a w konsekwencji czerwoną kartką został ukarany Jarosław Kubicki. W drugiej połowie Lechia miała kilka okazji do wyrównania, ale drugiego gola zdobył Piast. Tuż przed końcowym gwizdkiem arbitra Ekwadorczyk Jorge Felix silnym uderzeniem z ostrego kąta przypieczętował triumf swojego zespołu. - Najważniejsze, że wygraliśmy. Może nie po tak efektownym meczu jak wtedy, ale teraz jestem bardziej zadowolony niż w marcu. Przerwaliśmy świetną serię Lechii, ale ważne jest to, że zwyciężyliśmy w bardzo ważnym momencie, bo teraz czekają nas dwa mecze u siebie. I to jeszcze bardziej podbuduje morale zespołu - ocenił trener gliwiczan Waldemar Fornalik. Szkoleniowiec biało-zielonych Piotr Stokowiec zaznaczył, że i on, i piłkarze nie tak wyobrażali sobie święta. - Presja jakby trochę nas przygniotła. W drugiej połowie, pomimo tego, że mieliśmy jednego piłkarza mniej, uwolniliśmy głowy i zaczęliśmy grać odważniej. Na pewno to dla nas gorzka pigułka. Po tym meczu jestem wkurzony i zły, ale także optymistycznie nastawiony przed tym, co nas czeka. Nic jeszcze nie przegraliśmy poza jedną bitwą, ale wciąż jest wiele do wygrania. Skupiamy się na kolejnych meczach i jest w nas sportowa złość - powiedział Stokowiec. Piast zbliżył się do Lechii na cztery punkty, a wobec porażki KGHM Zagłębia z Pogonią Szczecin (2-3) może szczycić się najlepszym punktowym dorobkiem na wiosnę. "Miedziowi" byli niepokonani prawie dwa miesiące. W sobotę gospodarze dwukrotnie obejmowali prowadzenie, ale "Portowcy" potrafili odpowiedzieć, a w 78. minucie Kamil Drygas efektownym uderzeniem przechylił szalę na ich stronę. Kapitan zrehabilitował się za zmarnowany w 17. minucie rzut karny. "Jedenastki" były w Lubinie w sobotę w sumie trzy, a dwie kolejne wykorzystali już Filip Starzyński z Zagłębia i Adam Buksa z Pogoni. Grad goli zobaczyli też kibice w Białymstoku, którzy do tego przeżyli prawdziwą huśtawkę nastrojów. Jagiellonia po 21 minutach przegrywała z Lechem Poznań 0-2 po trafieniach Serba Nikoli Vujadinovica oraz Portugalczyka Joao Amarala. Później do głosu doszli piłkarze trenera Ireneusza Mamrota i dzięki Jesusowi Imazowi, który wykorzystał dwa rzuty karne, i Słowakowi Andrejowi Kadlecowi prowadzili 3-2. Hiszpan w ciągu ośmiu dni czterokrotnie trafił do bramki, bo w ostatniej kolejce sezonu zasadniczego białostoczanie wygrali w Poznaniu 2-0. W 77. minucie wynik na 3-3 ustalił Timur Żamaletdinow, choć Marianowi Kelemenowi w bramce "Jagi" interwencję utrudnił fakt, że piłka po strzale Rosjanina odbiła się od jednego z obrońców. To pierwszy punkt "Kolejorza" po dwóch porażkach, jednak zespół ten nadal zamyka tzw. grupę mistrzowską. Wszystkie cztery mecze dolnej połowy tabeli - w wielkanocny poniedziałek. A od wtorku - 32. kolejka. Ekstraklasa: wyniki, tabele, strzelcy, terminarz