To określenie kilka lat temu do polskiego słownika piłkarskiego wprowadził Michał Probierz, jeszcze jako trener Jagiellonii Białystok. Dziś jednak szkoleniowiec pocałunku śmierci już się nie boi i zapewnia, że jego Cracovia zrobi wszystko, by awansować do eliminacji Ligi Europy (obecnie zajmuje piąte miejsce). - Mówiąc o pocałunku śmierci miałem na myśli to, że wiele polskich zespołów nie ma tak szerokiej kadry, by rywalizować na dwóch frontach. W takim przypadku trzeba ją więc zbudować, ale należy pamiętać, że do rozgrywek można zgłosić tylko 25 zawodników, tymczasem od przyszłego sezonu dochodzi przepis o młodzieżowcach, więc dla nich trzeba zarezerwować 5-6 miejsc - podkreśla Probierz. Mecze przed startem Ekstraklasy Dziś na pocałunek śmierci teoretycznie "narażonych" jest pięć klubów, ale w praktyce lista zawęża się do trzech. Według wyliczeń portalu 90minut.pl największe szanse na zajęcie czwartego miejsca mają Jagiellonia (40,5 proc.), Cracovia (37,6 proc.) oraz Zagłębie Lubin (20,6 proc.). Tylko iluzorycznie możliwość awansu mają jeszcze Lech Poznań (1 proc.) i Pogoń Szczecin (0,3 proc.). Kłopot polskich drużyn rywalizujących w eliminacjach europejskich pucharów jest o tyle duży, że z powodu posuchy w ostatnich latach, do Ligi Europy muszą wdrapywać się od pierwszej rundy eliminacyjnej. A ta w tym roku zostanie rozegrana 11 i 18 lipca, czyli jeszcze przed startem Ekstraklasy. W praktyce oznacza to przyspieszenie przygotowań o 10 dni lub traktowanie meczów pierwszej rundy jako elementu przygotowań, co w przypadku polskich zespołów różnie się kończyło. Najlepszy przykład to Wisła Kraków prowadzona przez Macieja Skorżę. Wówczas w klubie założono, że Levadię mistrzowie Polski wezmą z marszu, co skończyło się tzw. katastrofą tallińską i pożegnaniem z Europą po starciu z półamatorami. - Jeżeli zwodnicy latem i zimą mają po dwa tygodnie przerwy, to trzeba sobie zadać pytanie: "kiedy mają odpocząć?". W fazie końcowej Ekstraklasy w miesiąc rozgrywamy przecież siedem spotkań, a chwilę później zaczyna się nowy okres przygotowawczy, więc na wszystko brakuje czasu. Z tego powodu jest bardzo trudno, ale każdy trener i piłkarz chce do awansować pucharów - zapewnia Probierz. Widmo kompromitacji Jeszcze inną kwestią są efekty występów polskich klubów w eliminacjach Ligi Europy. Znacznie częściej narażają się one bowiem na kompromitację niż zdołają awansować do fazy grupowej. Przed rokiem Górnik Zabrze ledwie wyeliminował mołdawską Zarię Balti, by odpaść z AS Trenczyn, Lech Poznań męczył się z ormiańskim Gandzasar Kapan, białoruski Szachtior Soligorsk wyeliminował dopiero po rzutach karnych, ale z Genk nie miał już szans. Podobnie jak Jagiellonia z Gent. Za to klęska Legii w III rundzie eliminacji LE z luksemburskim Dudelange przeszła do historii największych kompromitacji polskiej piłki. Ostatnim polskim zespołem w fazie pucharowej LE była Legia Warszawa (2016/2017), ale dostała się tam jako "spadkowicz" z fazy grupowej Ligi Mistrzów. Piotr Jawor