Stokowiec to najdłużej zatrudniony trener przez klub z Ekstraklasy. Z Zagłębiem związał się trzy i pół roku temu (w Ekstraklasie prowadzi klub od dwóch lat i czterech miesięcy), gdy zespół był na autostradzie do pierwszej ligi. Stokowiec pewnie wrócił z zespołem do Ekstraklasy, w sezonie 2015/16 zajmując wysokie trzecie miejsce. Na początku obecnego sezonu "Miedziowi" byli nawet liderem tabeli. W połowie października coś jednak zacięło się w lubińskiej układance i zespół Stokowca nie wygrał pięciu kolejnych spotkań. Wtedy, jak grom z jasnego nieba, Twittera obiegła wiadomość, jakoby szkoleniowiec miał pożegnać się ze swoją posadą. Wiadomość ta oznacza, że z Ekstraklasą pożegna się trener, który swoim stażem przebija drugiego w kolejności Nenada Bjelicę dwukrotnie, nie wspominając już o pozostałych szkoleniowcach. Jeżeli doniesienia Krzysztofa Stanowskiego (jako pierwszy poinformował o zwolnieniu Stokowca) okażą się prawdą, runie ostatni bastion normalności, nietknięty dotychczas przez szaleństwo trenerskiej karuzeli. Włodarze "Miedziowych" do tej pory zapewniali bezgraniczne poparcie działaniom Stokowca, który miał doskonale wpisywać się w długofalową wizję budowy klubu. I co najważniejsze, dotychczas ich obietnice znajdowały odbicie w czynach. Krótki staż trenerów Ekstraklasy Prócz Stokowca najdłużej pracującym w Ekstraklasie trenerem jest Nenad Bjelica z Lecha Poznań. "Kolejorz" zatrudnił Chorwata rok i dwa miesiące temu. Dłużej od Bjelicy w swoich klubach pracują co prawda Marcin Brosz i Radosław Mroczkowski (odpowiednio rok i cztery miesiące oraz rok i dziesięć miesięcy), ale obaj dopiero od lipca na poziomie Ekstraklasy. Wszyscy pozostali szkoleniowcy nie pracują ze swoimi klubami nawet roku. Sytuacja, w której niemal wszyscy ligowi trenerzy pracują z drużyną mniej niż 12 miesięcy, jest w innych krajach nie do pomyślenia. Zwłaszcza, że pierwszy rok - w normalnych warunkach - służy dobremu poznaniu drużyny, zaznajomieniu się ze specyfiką szatni i wprowadzeniu w życie swojej wizji. Przyjęło się uważać, że dopiero po pełnym sezonie, działaniach w okienku transferowym i wyraźnym zaznaczeniu swojej "ręki" oceniać można szkoleniowca. W Polsce jest jednak inaczej. Ekstraklasowi prezesi chcą wyników na już, tu i teraz. Najlepiej nieprzerwanie, gdyż każdy gorszy okres jest przecież pretekstem do zwolnienia. Jak wygląda to za granicą? Dla porównania - oto jak wygląda sytuacja w pięciu najlepszych ligach świata a jak w Ekstraklasie: Angielska Premier League - co najmniej dwa lata w klubie: 8 trenerów, od roku do dwóch lat: 4, poniżej roku: 8, Francuska Ligue 1 - co najmniej dwa lata w klubie: 5 trenerów, od roku do dwóch lat: 9, poniżej roku: 6, Niemiecka Bundesliga - co najmniej dwa lata w klubie: 3 trenerów, od roku do dwóch lat: 5, poniżej roku: 10, Hiszpańska La Liga - co najmniej dwa lata w klubie: 5 trenerów, od roku do dwóch lat: 4, poniżej roku: 11, Włoska Serie A - co najmniej dwa lata w klubie: 5 trenerów, od roku do dwóch lat: 6, poniżej roku: 9, Polska Ekstraklasa - co najmniej dwa lata w klubie: 1 trener, od roku do dwóch lat: 3, poniżej roku: 12. Statystyki mówią jasno: w Ekstraklasie jest najwięcej trenerów pracujących poniżej roku, choć polska liga liczy najmniej zespołów. Świat wciąż nam ucieka Jak mamy więc dołączyć do europejskiej czołówki, skoro nawet nie staramy się brać przykładu z działań najlepszych? Brak choćby jednego zespołu (!) w fazie grupowej europejskich pucharów nie wziął się bowiem z niczego, a w dużej mierze jest efektem słabego zarządzania w polskim futbolu. Nawet liga czeska, porównywalna poziomem do naszej, ma w swoich szeregach aż siedmiu szkoleniowców pracujących w klubie powyżej roku. W Holandii - dłużej niż rok pracuje 12 szkoleniowców, krócej zaledwie sześciu. Brak długofalowej wizji jest mankamentem wszystkich polskich zespołów. Stosuje się rozwiązania doraźne, a gdy te wykazują pierwsze oznaki kryzysu, podejmuje się kolejne radykalne kroki. Porażki, czy nawet serie słabszych meczów są w futbolu zjawiskiem nieuniknionym - nie ma drużyny, która uchroniłaby się przed gorszym okresem. Drużynie, a przede wszystkim trenerowi, niezbędne jest wówczas wsparcie zarządu, który przecież okazał mu wcześniej zaufanie, zatrudniając na najważniejszym klubowym stanowiskiem. Zazwyczaj jednak już przy pierwszych potknięciach włodarzom wyczerpuje się cierpliwość, a pracujący z nożem na gardle szkoleniowiec nie ma potrzebnego czasu, ani możliwości, by na dobre wprowadzić w życie swoją wizję. Skala problemu jest ogromna Przypadek Arsene Wengera, który prowadzi Arsenal Londyn od ponad 21 lat, jest ewenementem na skalę światową, ale polscy rekordziści pod względem stażu w porównaniu z trenerami w zagranicznych ligach i tak wypadają wprost śmiesznie. W XXI wieku najdłużej nieprzerwanie w jednym klubie na poziomie Ekstraklasy pracował Adam Nawałka, który wprowadził Górnika Zabrze do Ekstraklasy i w najwyższej polskiej klasie rozgrywkowej był jego trenerem przez trzy lata, dwa miesiące i 26 dni. To zaledwie o trzy doby dłużej niż Michał Probierz, który latem po ponad trzech latach odszedł z Jagiellonii Białystok. W niemal każdej poważnej lidze znajduje się obecnie pracujący trener, który pod tym względem przebija i Nawałkę i Probierza. W Niemczech jest to Peter Stroeger z 1. FC Koeln, w Hiszpanii - Diego Simeone (Atletico Madryt), w Anglii - Arsene Wenger (Arsenal Londyn), Mark Hughes (Stoke City), Mauricio Pochettino (Tottenham Hotspur), we Francji - Patrice Garande (SM Caen) oraz Leonardo Jardim (AS Monaco), a we Włoszech Massimiliano Allegri z Juventusu Turyn. Ośmiu trenerów pracujących obecnie dłużej, niż jakikolwiek trener w Polsce w całym XXI wieku - to najdobitniej pokazuje skalę problemu. WG <a href="http://wyniki.interia.pl/rozgrywki-L-polska-ekstraklasa-2017-2018,cid,3" target="_blank">Ekstraklasa: wyniki, tabela, terminarz, strzelcy</a> ***