Sokołowski został sprowadzony do Gliwic latem z pierwszoligowych Wigier Suwałki. Zaliczył końcówki ligowych gier z Zagłębiem Sosnowiec czy Jagiellonią Białystok. Tak naprawdę pokazał się jednak w poprzednim tygodniu. We wtorkowym meczu z Legią w 1/16 Pucharu Polski, pojawił się na boisku w 113 minucie przy stanie 0-1 dla rywala. Pięć minut później w zamieszaniu podbramkowym zdobył wyrównującego gola i doprowadził do karnych. W piątek, w ligowym starciu z Wisłą, trener Waldemar Fornalik posłał go w bój w 86 minucie. Kilkadziesiąt sekund później zawodnik wpisał się na listę strzelców, ustalając rezultat spotkania z "Białą Gwiazdą" na 2-0. - Nie liczyłem dokładnie, ile razy miałem piłkę przy sobie od momentu, kiedy wszedłem na boisko i trafiłem do siatki. Raz na pewno przyjąłem na klatkę - uśmiechał się po meczu. Sokołowski dodawał, komentując mecz z krakowianami. - Od początku kontrolowaliśmy to spotkanie. Szkoda tylko, że wcześniej nie udało się trafić do siatki rywala, bo bardzo możliwe, że przez to ten mecz byłby wcześniej zamknięty, a tak musieliśmy się denerwować do samego końca. Ale w końcu udało się zdobyć bramkę na 2:0. To ważne, bo wiadomo, w Płocku też prowadziliśmy, żeby dostać gola już w doliczonym czasie, w 93 minucie i stracić punkty. Z Wisłą ta druga bramka uspokoiła sytuację - podkreślał. Mającego świetną passę Patryka Sokołowskiego zapytaliśmy, czy miał kiedyś taką serię, mało grania, mało minut na boisku, a dwa ważne mecze i dwie bramki na koncie? - Nie przypominam sobie, chyba nie. Zazwyczaj grałem więcej. W pierwszej lidze uzbierało się trzy tysiące minut, a strzeliłem jedną bramkę. Tutaj wystarczyło piętnaście, żeby strzelić dwie. Mam nadzieję, że tych minut będę jednak dostawał więcej, a kolejne gole to tylko coś ekstra. Ciężko pracuję na swoje nazwisko. Żeby coś osiągnąć, to tylko przez codzienny trening. Jak dostanę szansę, to muszę dawać z siebie wszystko - zaznacza pomocnik Piasta, który w tym sezonie jest jedną z rewelacji rozgrywek. Michał Zichlarz