Czy jednak oznacza to, że obecnie polska piłka ligowa jest "czysta"? Były prezes GKS-U Katowice ma wątpliwości. "Ta sprawa jest rozwojowa, jeśli chodzi o policję i prokuraturę. A co do PZPN, to nic nie dadzą zeznania majątkowe, czy też oświadczenia, że się nie przyjęło korzyści majątkowej. Na poziomie pierwszo- i drugoligowym to musi być zawód, a nie zajęcie dorywcze. Jeśli sędziowie będą zarabiać 10-20 tysięcy miesięcznie, to na pewno nie połakomią się na 30 tysięcy złotych łapówki. Będą szanowali to co robią" - powiedział Dziurowicz w "Przeglądzie Sportowym". Dlaczego zdecydował się na zrobienie pierwszego kroku? "Powodem było to, że przecież wiecznie nie będę prezesem GKS-u. A w przyszłości chciałem pracować jako prawnik. Nie mogłem być obciążony przeszłością" - stwierdził. Niektórzy twierdzą, że Dziurowicz poszedł na układ z policją, bo ta badała jego związki z aferą piłkarską. "Jeżeli gdziekolwiek wypłynęłoby moje nazwisko, bądź rzeczywiści policja wiedziałaby o zamieszaniu mojej osoby w korupcję, nie mógłbym skorzystać z bezkarności za popełnione w tym zakresie przestępstwa. Podstawą uniknięcia odpowiedzialności jest zawiadomienie o przestępstwie policji - jako pierwszej - tłumaczy Dziurowicz. Były prezes GKS-u Katowice jest zamieszany w "układanie" 60 meczów. "Można mówić o takiej liczbie zdarzeń korupcyjnych, w których uczestniczyłem. Były różne formy kupowania, w grę wchodził układ nie tylko z sędzią, ale także obserwatorem czy piłkarzami drużyny przeciwnej. Nie zawsze było to jasne i czytelne" - powiedział.