Śląsk Wrocław przegrał dwa pierwsze wiosenne mecze w roli gospodarza po 0:1 - najpierw z Pogonią Szczecin, później ze Stalą Mielec. Gdyby został pokonany po raz trzeci, trener Jacek Magiera znów miałby spory problem, jak podczas swojego poprzedniego pobytu we Wrocławiu. Po starciu z Lechem był jednak zadowolony, choć jego zespół znów nie zdobył bramki. Zremisował jednak 0:0, utrzymał dwa oczka przewagi nad rywalem z Poznania. Niedosyt, nawet duży niedosyt. Lech chciał w Poznaniu osiągnąć coś więcej W Poznaniu zaś czuć duży niedosyt. Mówił o tym sam trener Mariusz Rumak, bo "Kolejorz" zmarnował wielką szansę, by objąć prowadzenie w tabeli Ekstraklasy, pierwszy raz od początku sierpnia. Tak cennego prowadzenia, bo po ciężkim początku rundy wiosennej, zarazem przed... jeszcze trudniejszymi wyzwaniami. We wtorek poznaniacy zmierzą się w ćwierćfinale Pucharu Polski z Pogonią Szczecin, później w Ekstraklasie czekają ich dwa wyjazdy: do Częstochowy i Zabrza. - Czujemy niedosyt, duży niedosyt, zwłaszcza po meczu przy takiej publiczności. Na dole czuć było, jak ten obiekt żył - mówił poznański szkoleniowiec o dopingu ponad 32 tys. kibiców. - W pierwszej połowie było jeszcze trochę przestrzeni, w drugiej Śląsk grał już niziutko, remis ich zadowalał. A my nie potrafiliśmy tego złamać. Spodziewam się, że nie tylko Śląsk będzie grał w ten sposób, więc musimy lepiej rozgrywać akcje w takich momentach. Cieszą zaś reakcje, gdy traciliśmy piłkę, tylko raz Klimala nam uciekł w końcówce, wtedy źle się ustawiliśmy - ocenił. Trener Lecha zdradził okoliczności, w jakich przyszło mu wybierać skład na hit Ekstraklasy. A nie ukrywał, że plan miał zupełnie inny. W jego zamierzeniu od pierwszej minuty na boisku mieli przebywać w środku pomocy Radosław Murawski i Afonso Sousa, co też związane jest z faktem, że już we wtorek poznaniaków czeka starcie z Pogonią. Piątek, godzina 9.00 - Rumak ma gotowy skład. W sobotę jest on już inny Pierwszy problem zaczął się w piątek, po przedpołudniowym treningu. I jak się okazuje, może mieć poważne konsekwencje. - Sousa zszedł z boiska i powiedział, że bolą go plecy. Wysłaliśmy go na rezonans, okazało się, że ma dyskopatię. Wypadł więc jeden zawodnik z wyjściowego składu - mówił Rumak. Murawski zaś był graczem wyjściowej jedenastki aż do... sobotniego południa. - Przychodzę na zbiórkę, a "Muraś" mówi, że całą noc wymiotował i jest odwodniony. No to go wysłałem do domu, by drużyny nie zaraził. Musieliśmy na szybko skład korygować, nawet stałe fragmenty, które w tygodniu trenowaliśmy. Nie miało to jednak większego wpływu na mecz, bo przecież trenujemy ze sobą od długiego czasu. Natomiast scenariusz były inne - podkreślił Rumak. Problem uwidocznił się w tym, że... Lech dokonał zaledwie dwóch zmian - w obu przypadkach na boisku pojawili się gracze ofensywni: Dino Hotić i Adriel Ba Loua. - Jedyne, czego może żałuję, to że nie zrobiłem ich pięć minut wcześniej. Bo wyszyły fajnie. Natomiast defensywny nie chciałem ruszać, bo goniliśmy wynik - zaznaczył Rumak. Kolejny mecz Lech zagra już we wtorek - znów będzie to hit. O godz. 20.30 podejmie w Poznaniu Pogoń Szczecin, czyli drużynę, która w lidze zdobyła w tym roku komplet punktów. Stawką będzie miejsce w półfinale Pucharu Polski.