Gdy w sobotnim meczu w Zabrzu Jagiellonia Białystok dość nieoczekiwanie przegrała z Górnikiem stało się jasne, że kilka godzin później może dojść do zmiany lidera Ekstraklasy. Śląskowi Wrocław, który podejmował Widzew Łódź, wystarczył bowiem remis, by przegonić w tabeli ekipę z Podlasia. Podopieczni Jacka Magiery w ostatniej kolejce wywalczyli remis z Lechem Poznań, z kolei ekipa z Łodzi przystąpiła do meczu we Wrocławiu podrażniona odpadnięciem z Pucharu Polski w kontrowersyjnych okolicznościach, co zapowiadało ciekawe spotkanie. Kibice śledzący spotkanie nie byli świadkami wielu sytuacji bramkowych w pierwszej połowie. Lepiej prezentowali się goście, a swoich szans szukał Bartłomiej Pawłowski - najpierw w 6. minucie Rafał Leszczyński musiał interweniować po strzale zawodnika Widzewa z ostrego kąta, a kilkanaście minut później Pawłowski uderzył z dystansu, jednak niecelnie. Mało brakowało, a to gospodarze jeszcze przed przerwą wyszliby na prowadzenie. W 45. minucie Piotr Samiec-Taler przytomnie odegrał piłkę do znajdującego się na świetnej pozycji Alena Mustaficia, a ten skierował piłkę do siatki. Bramki jednak nie uznano, ponieważ dogrywający 22-latek był na pozycji spalonej. Co za pech bramkarza w Bundeslidze. Spotkał go "koszmar" Artura Boruca Śląsk Wrocław podejmował Widzew Łódź. Pierwszy gol padł po przerwie Kilka minut po rozpoczęciu drugiej połowy gorąco zrobiło się w szesnastce Widzewa. Do piłki dogrywanej w pole karne ruszył Rafał Gikiewicz, który jednak piąstkował na tyle niefortunnie, że trafił w głowę Alexa Petkova. Sędzia uznał, że bramkarz ekipy gości faulował i podyktował jedenastkę, którą na gola pewnym strzałem zamienił Matias Leiva. Śląsk po wyjściu na prowadzenie ruszył do kolejnych ataków. W 57. minucie Gikiewicz wygrał pojedynek sam na sam z Patrykiem Klimalą, a dziesięć minut później równie dobrze interweniował po próbie Samca-Talara. Widzew próbował odpowiadać i w 70. minucie był bliski wyrównania - Fabio Nunes po podaniu od Klimka posłał jednak piłkę minimalnie obok słupka. Emocje rosły z minuty na minutę, ponieważ obie strony robiły wszystko, by zmienić wynik meczu. W 79. minucie Samiec-Talar posłał długą piłkę do Leivy, ten prostym zwodem minął Gikiewicza i skierował piłkę do bramki. Początkowo odgwizdano spalonego, ale weryfikajca VAR potwierdziła, że gol został zdobyty prawidłowo i podopieczni Magiery cieszyli się z prowadzenia 2:0. Gdy wydawało się, że mecz zakończy się wynikiem 2:0, w trzeciej minucie doliczonego czasu gry Pawłowski świetnie dograł w pole karne z rzutu wolnego, tam piłkę głową uderzył Rondić, precyzyjnym strzałem pokonując bezradnego Leszczyńskiego. To sprawiło, że końcówka starcia stała się nerwowa dla Śląska, a w pewnym momencie w polu karnym gospodarzy zameldował się sam Gikiewicz. Rezultat nie uległ jednak już zmianie, a gospodarze wygrali 2:1. Śląsk dzięki wygranej zainkasował trzy punkty i wyprzedził Jagiellonię, zasiadając na fotelu lidera Ekstraklasy. Ekipa z Wrocławia ma już trzy "oczka" przewagi nad Jagiellonią i pięć punktów więcej niż Lech Poznań, który ma jednak jeszcze do rozegrania mecz 23. kolejki. "Kolejorz" w niedzielę zmierzy się z Rakowem Częstochowa.