Wisła mogła usadowić się w fotelu lidera, ale musiała spełnić jeden warunek - wygrać w Poznaniu. Tylko trzy punkty wywalczone w meczu z Lechem pozwalały wyprzedzić w tabeli BOT GKS Bełchatów, który przegrał w 5. kolejce z Zagłębiem Lubin 1:2. Zadanie stojące przed krakowianami nie było jednak proste. Po pierwsze, Wisła miała za sobą pucharowy bój z austriackim Mattersburgiem. Po drugie, Wiśle zawsze źle się grało na Bułgarskiej. I potwierdziło się to w niedzielę. Kibice Lecha przyzwyczajeni są w tym sezonie do tego, że mecze ich ulubieńców to huśtawka nastrojów. Do tej pory "Kolejorz" tracił sporo bramek i był zmuszony do odrabiania strat. Dzięki heroicznej walce zazwyczaj się to udawało. W spotkaniu z Wisłą podopieczni Franciszka Smudy sytuację odwrócili. Od pierwszego gwizdka sędziego Piotra Siedleckiego gospodarze z impetem natarli na bramkę strzeżoną przez Mariusza Pawełka. Już w 7. minucie 17 tysięcy widzów zgromadzonych na trybunach miało okazję do radości. Marcin Wasilewski płaskim strzałem z 16 metrów zmusił do kapitulacji Pawełka. To czwarty gol obrońcy Lecha w tym sezonie! Strata gola podziałała mobilizująco na krakowian. Z minuty na minutę wicemistrzowie Polski zyskiwali przewagę. Dobre okazje do wyrównania stanu meczu mieli Jakub Błaszczykowski i Branko Radovanović, ale piłka po ich strzałach głową padała łupem Kotorowskiego. Wisła atakowała, ale to Lech strzelił gola. W 29. minucie gospodarze przeprowadzili szybką kontrę. Bartosz Bosacki posłał w pole karne dokładne dośrodkowanie z prawego skrzydła, a Zbigniew Zakrzewski ładnym strzałem głową umieścił piłkę w siatce. Ostatni kwadrans pierwszej połowy, to zdecydowana przewaga Wisły. Zwłaszcza w ostatnich minutach przez przerwą "Biała Gwiazda" mogła strzelić przynajmniej kontaktową bramkę. Dwukrotnie przed szansą pokonania golkipera "Kolejorza" stanął Radovanović. Najpierw jego strzał głową w znakomitym stylu wybił Kotorowski, a później serbski napastnik nie sięgnął piłki po dobrym zagraniu Paulisty. Po zmianie stron znów stroną przeważającą byli goście. W 48. minucie strzał z dystansu po ziemi Paulisty końcami palców na rzut rożny wybił Kotorowski. Jednak w 53. minucie bramkarz Lecha musiał wyciągać piłkę z siatki. Centrę Marka Zieńczuka na gola zamienił Arkadiusz Głowacki. Odpowiedź Lecha była natychmiastowa. Zaledwie trzy minuty po golu Głowackiego, gospodarze znów prowadzili różnicą dwóch bramek. Marcin Zając przeprowadził rajd prawą stroną boiska zakończony dośrodkowaniem. W polu karnym Wisły pięknym "szczupakiem" popisał się Piotr Reiss i było 3:1. Wydawało się, że po tym ciosie Wisła się już nie podniesie. Trener Petrescu wprowadził na plac gry dwóch ofensywnych zawodników Piotr Brożka i Hristu Chiacu. Te zmiany sprawiły, że akcje ofensywne "Białej Gwiazdy" nabrały jeszcze większego tempa. Kotorowski wychodził jednak obronną ręką nawet z największych opresji. Dwukrotnie "oko w oko" z bramkarzem Lecha stanął Paweł Brożek. Kotorowskiego próbowali zaskoczyć strzałami z dystansu Paulista i Zieńczuk. Bez powodzenia. W 82. minucie Kotorowski nie mógł jednak nic zrobić. Z lewego skrzydła Zieńczuk posłał mocną centrę w "szesnastkę" Lecha. Bartosz Bosacki próbował wybić piłkę, ale zrobił to tak niefortunnie, że pokonał własnego bramkarza. Emocje sięgały zenitu. Wiślacy za wszelką cenę dążyli do zdobycia wyrównującej bramki, a Lech starał się bronić korzystnego rezultatu. W doliczonym czasie gry Wisła dopięła swego. Głowacki w polu karnym posłał piłkę nad Kotorowskim, a Piotr Brożek strzałem głową uratował krakowianom jeden punkt. Piłkarze obu zespołów stworzyli w niedzielę bardzo dobre widowisko, które mogło zadowolić nawet najbardziej wybrednych fanów piłki nożnej. Aż sześć goli i wielkie emocje do ostatniej minuty. Oby jak najwięcej takich spotkań w naszej lidze. W drugim niedzielnym meczu Górnik Łęczna zremisował bezbramkowo z Wisłą Płock. Zobacz wyniki i opisy spotkań 5. kolejki Tabela Orange Ekstraklasy