Przed spotkaniem w stolicy Podlasia nikt nie miał wątpliwości, która z drużyn jest faworytem do zwycięstwa. Gospodarze znajdowali się na prowadzeniu w tabeli PKO Ekstraklasy i głośno deklarowali, że zamierzają włączyć się do walki o mistrzowski tytuł. Ruch Chorzów z kolei był na przedostatniej pozycji i bardzo głęboko w oczy zagląda mu widmo spadku. Jagiellonia Białystok u siebie z reguły prezentuje się bardzo dobrze. Na dziesięć dotychczasowych spotkań wygrała osiem, raz zremisowała i tylko raz przegrała. Z kolei Ruch na wyjeździe nie wygrał ani razu, ale zremisował pięć razy, kilka razy sprawiając swoim kibicom miłą niespodziankę. Sensacyjny gol, pierwsza połowa dla Ruchu I ekipa z Chorzowa potwierdziła, że potrafi postraszyć faworytów. Pierwsza połowa toczyła się pod dyktando Jagiellonii, jednak zawodnicy "Dumy Podlasia" nie potrafili przełożyć swojej przewagi w posiadaniu piłki na bramki. Goście z kolei mądrze się bronili i czekali na kontry. Potrafili też cierpliwie czekać na swoją szansę i w 41. minucie zostali za to nagrodzeni. Po długim zagraniu z lewej strony boiska piłka trafiła przed pole karne do Daniela Szczepana. Ten niewiele się zastanawiając uderzył z woleja z pierwszej piłki i zdobył fantastycznego gola, dając Ruchowi prowadzenie! I chociaż Jagiellonia starała się odpowiedzieć, to do przerwy gospodarzom się to nie udało i sensacyjnie po pierwszych 45 minutach to ekipa z Chorzowa znajdowała się na prowadzeniu. Sensacja była o krok Po zmianie stron nadal to gospodarze byli częściej przy piłce, ale niewiele z tego wynikało. Stwarzali sobie mało sytuacji, a z każdą kolejną upływającą minutą w ich grę wdzierała się nerwowość. Trener Adrian Siemienic postanowił ratować się zmianami i w krótkim czasie wprowadził czterech nowych graczy. Jednak to nie pomagało i na kwadrans przed końcem meczu Ruch nadal prowadził. Jedyne, co mogło martwić kibiców z Chorzowa to fakt, że ich ulubieńcy coraz częściej musieli uciekać się do fauli, przez co dostali dwie żółte kartki. Gospodarze jednak walczyli do samego końca. I to dosłownie, bo wyrównującego gola zdobyli w ósmej minucie doliczonego czasu gry! Do siatki trafił niezawodny Jesus Imaz i uratował remis dla lidera PKO Ekstraklasy, który uciekł spod topora. A gracze z Chorzowa mogą sobie pluć w brodę, bo byli o krok od sprawienia sensacji.