Od początku przewagę miał Raków. Już po kwadransie mógł objąć prowadzenie, ale Rafał Leszczyński obronił strzał Bartosza Nowaka, a dobitka Iviego Lopeza pofrunęła nad poprzeczką. W 21. minucie wynik mógł otworzyć Vladislavs Gutkovskis. Łotysz groźnie uderzał głową, ale znowu dobrze interweniował Leszczyński. Napastnik Rakowa próbował jeszcze dobijać, ale fatalnie skiksował. 10 minut później Gutkovskis miał przed sobą pustą bramkę, po podaniu od Milana Rundicia. Problem w tym, że Łotysz nie sięgnął piłki. W końcu, w 36. minucie, piłka wpadła do bramki Śląska. Bartosz Nowak zagrał górą, miękko za linię obrony. Piłkę dobrze przyjął Władysław Koczerhin i uderzył precyzyjnie, obok bramkarza. Kanonada Rakowa na początku drugiej połowy Do przerwy Raków prowadził jednym golem, ale w drugiej połowie się rozkręcił i po upływie godziny gry, mecz był rozstrzygnięty. Już 3 minuty po wznowieniu gry, wynik podwyższył Ivi. Sędziowie sprawdzali, czy Hiszpan nie był na spalonym, ale po chwili, arbiter główny wskazał na środek boiska. W 55. minucie, głową do siatki trafił Nowak. W 62. kolejnego gola zdobył Ivi, wykorzystując sytuację sam na sam. Śląsk stać było tylko na honorowego gola Wydawało się, że Raków kontroluje sytuacje, ale dał sobie strzelić gola. W 68. minucie, po indywidualnej akcji, do siatki trafił John Yeboah, który rozpoczął mecz na ławce i na boisku pojawił się 10 minut wcześniej. W 75. minucie Ivi mógł skompletować hat-tricka. Trafił nawet do siatki, ale był na spalonym. W końcówce zrobiło się ciekawie. Śląsk nie miał już nic do stracenia. Stres zszedł z podopiecznych Ivana Djurdjevicia i zaczęli stwarzać zagrożenie, ale nie strzelili już kolejnych goli. Najbliżej tego celu był Michał Rzuchowski, który w 90. minucie, uderzył w poprzeczkę. Raków pewnie zmierza po mistrzostwo Polski. Ma już 58 punktów. O 12 wyprzedza Legię Warszawa, a o 19 Lecha Poznań, ale te zespoły dopiero w niedzielę będą miały okazję do zmniejszenia strat.