Podopieczni Franciszka Smudy dwukrotnie zmusili bramkarza Odry do sięgnięcia do siatki po piłkę. Pierwszy raz w czwartej minucie po uderzeniu główką Grzegorza Wojtkowiaka. Potem w osiemdziesiątej czwartej minucie po strzale Przemysława Pitrego. Odra także stwarzała sytuacje , ale w bramce niezawodnie spisywał się Krzysztof Kotorowski. Oto co powiedzieli po spotkaniu piłkarze Lecha i odry Wodzisław Grzegorz Wojtkowiak: Dawno nie zdobyłem w barwach Lecha bramki. Tym bardziej się cieszę. Jednak szybko zdobyty gol spowodował ,że nieco się rozluźniliśmy. Potem częściej Odra częściej przebywała na naszej połowie i w okolicach pola karnego.(Oto miął po meczu pretensje Franciszek Smuda). Dobra postawa Krzyśka Kotorowskiego uratowała nam trzy punkty. A całość przypieczętowało dobre wejście Przemysława Pitrego. Przemysław Pitry: Jak byłem nie w formie i mało grałem to nie chcieliście rozmawiać - rzucił z uśmiechem w stronę dziennikarzy zdobywca drugiego gola. Co ma powiedzieć chyba wracam do formy . Gola dedykuję żonie i trzy miesięcznej córeczce Amelii. Pomimo tego ,że prowadziliśmy 1:0 to nigdy do końca nie można być pewnym wyniki. Odra ustawiła się defensywnie i próbowali kontrować. Powtórzę słowa Grześka Wojtkowiaka dotyczące tego ,że dobra postawa naszego bramkarza pozostawiła trzy punkty w Poznaniu. Ja dopisałem dolny ogonek do nich. Iljan Micanski: Szybko stracony gol , utrudnił nam zadanie . Jednak uważam ,że pokazaliśmy się tu z dobrej strony. Goniliśmy wynik przez osiemdziesiąt minut jednak bramka Pitrego nas dobiła . Nie udało mnie się strzelić bramki na Bułgarskiej zabrakło trochę szczęścia. Pytacie mnie jak to jest w Poznaniu często nie potrafiłem trafić do siatki .Poszedłem do Wodzisławia i tam zdobywam gole. Wiele zależy od gry tam dostałem szansę i wychodzę w pierwszym składzie. .Trener liczy na mnie a ja staram się go nie zawiść. Na razie jestem zdrowy i zobaczymy co będzie dalej. Co do punktów to jest jeszcze trochę spotkań do rozegrania ma nadzieje ,że rozstrzygniemy je na swoją korzyść. Bo pewnego utrzymania jeszcze nie mamy. Maciej Borowski, Poznań