Domowe mecze Widzewa od kilku lat odbywają się w wyjątkowej atmosferze. Kibice zawsze wypełniają obiekt niemalże w stu procentach i nie inaczej stało się w niedzielny wieczór. Łódź była świadkiem absolutnego klasyka, ponieważ miejscowi piłkarze zmierzyli się z Górnikiem Zabrze. Cel? Trzy punkty i rehabilitacja po ostatnim mało udanym spotkaniu przed własną publicznością. Na początku października sensacyjny triumf z miasta Włókniarzy wywiozła Korona Kielce. Podopieczni Daniela Myśliwca na niepowodzenie zareagowali błyskawicznie, bo później pokonali na wyjeździe Motor Lublin. Fani w czerwonych koszulkach dobrych wyników pragną też jednak u siebie. "Musimy pobudzić się na poziomie indywidualnym. Zawsze chcemy jak najszybciej przenieść piłkę na połowę rywala, ale to jest dobra informacja, żeby w tym agresywnym podejściu zachować odrobinę spokoju i zatrzymać dobrze nastawionego przeciwnika" - mówił przed niedzielnym spotkaniem szkoleniowiec Widzewa, któremu nie za bardzo podobała się postawa jego podopiecznych w Lublinie, kiedy łodzianie stracili bramkę już w pierwszej minucie meczu. Drużyna Daniela Myśliwca w niedzielę znów źle rozpoczęła współzawodnictwo. Tym razem remis na tablicy wyników widniał znacznie dłużej. Pierwsze ostrzeżenie goście wysłali w okolicach 30 minuty. Kamil Lukoszek trafił do siatki, jednak błyskawicznie zainterweniował sędzia. Po długiej analizie VAR bramkę cofnięto z powodu spalonego. Łodzianie nie odetchnęli na długo. Górnik Zabrze lepszy od Widzewa Łódź w piłkarskim klasyku Rafał Gikiewicz zaledwie kilka chwil później ponownie wyjmował piłkę z siatki. Tym razem nie uchroniło go dobre ustawienie linii defensywnej gospodarzy. Nie do obrony uderzył Damian Rasak, który został bohaterem pierwszej połowy, ponieważ więcej bramek do przerwy już nie oglądaliśmy. Na pochwałę zasługuje również Erik Janza. Słoweniec perfekcyjnie dośrodkował z rzutu rożnego wprost na nogę ustawionego do strzału 28-latka. Widzew nie zamierzał się poddawać. Od razu po powrocie na boisko bliski pokonania Michała Szromnika był Fran Alvarez. Z drugiej strony, Górnik również nie ustawał w atakach, za co szybko otrzymał nagrodę. Tuż przed upływem godziny gry, ręką uderzenie Luki Zahovicia zablokował Julian Shehu. Sędzia nie miał innego wyboru, pokazał na jedenasty metr. Do piłki podszedł ten sam zawodnik, który wywalczył rzut karny i z zimną krwią zamienił go na drugie trafienie dla swojego zespołu. Wszystko działo się pod nieobecność Lukasa Podolskiego. Niemiec rozpoczął potyczkę na ławce rezerwowych, ale jego zespołowi koledzy stanęli na wysokości zadania. Nagroda? Zasłużony awans w ligowej tabeli na dziewiątą lokatę. Górnik po triumfie nad Widzewem traci do dzisiejszego rywala z Łodzi już tylko jedno "oczko".