Wspomniana jesień była najlepszym okresem w dotychczasowej karierze Matusiaka. Pod okiem Oresta Lenczyka wraz z Łukaszem Gargułą z przeciętnego zespołu z Bełchatowa stworzył pretendenta do mistrzowskiej korony. Dobra gra obydwu piłkarzy szybko zaowocowała powołaniem do reprezentacji. Leo Beenhakker nie bał się postawić na debiutanta, a ten odpłacił mu się piękną bramką w zremisowanym 1:1 meczu z Serbią. Dwa miesiące później Matusiak był już podstawowym napastnikiem kadry. Dzięki jego przebojowej akcji "biało-czerwoni" ograli na wyjeździe Belgię 1:0 i zrobili pokaźny krok na boiska Austrii i Szwajcarii. Parę dni wcześniej prowadzony przez Matusiaka Bełchatów dokonał niemożliwego - upokorzył w Krakowie Wisłę, wygrywając 4:2 (prowadząc już 4:0). Wcześniej wiślacy mimo wzlotów i upadków pozostawali niepokonani przez 75 kolejnych spotkań, a odkąd klub przejął Bogusław Cupiał cztery sztuki przyjęli jedynie od wielkiej Barcelony! - Bełchatów może być z nas dumny. Tym zwycięstwem zapisaliśmy się w historii miasta i klubu - cieszył się strzelec dwóch goli dla zwycięzców. Matusiak miał wszystko, o czym może marzyć piłkarz. W lidze jego zespół bił się o mistrzostwo, a w kadrze Leo Beenhakkera stał się postacią pierwszoplanową. Jako że apetyty polskich graczy często rosną znacznie powyżej możliwości zimą zapragnął jednak wyjechać z Bełchatowa i zasmakować włoskiego chleba. W Palermo furory nie zrobił. Co prawda w trzech meczach, w których wystąpił raz trafił do siatki, ale w klubie zaczęli kombinować jak pozbyć się niedawnego bohatera reprezentacji Polski. - Wyjazd do Włoch był błędem - uczciwie przyznaje dziś Matusiak. Z Włoch trafił do dużo słabszej ligi holenderskiej, ale również w Heerenveen był dodatkiem do składu, a nie podstawowym zawodnikiem. Po kolejnej rundzie na ławie, z perspektywą oglądania Euro 2008 z rodziną przed telewizorem, postanowił wrócić tam, gdzie zaczynał przygodę z większą piłką, czyli pod skrzydła Oresta Lenczyka. Włodarze klubu z Bełchatowa potraktowali go jednak niepoważnie i zamiast do wicemistrzów Polski, trafił do Wisły Kraków. Przeprowadzkę do Orange Ekstraklasy doradzał Matusiakowi sam Leo Beenhakker. Wszystko po to, aby w czerwcu obydwaj panowie spotkali się w Austrii, a 26-letni napastnik kopiąc się na ligowych boiskach odzyskał formę sprzed nieudanego najazdu na Serie A. Matusiak na pewno zostanie w Krakowie do końca obecnego sezonu, ale być może jego związek z klubem potrwa dłużej, bo Wisła stara się wykupić piłkarza z Heerenveen. Wiele będzie zależało od tego, czy Leo powoła go ostatecznie na mistrzostwa i jak Matusiak na nich wypadnie. Jeśli pozytywnie, to znajdzie się poza finansowymi możliwościami "Białej Gwiazdy". Zwłaszcza, że na razie za możliwość rywalizowania o powołanie zapłacił z własnej kieszeni około...100 tysięcy euro! Skąd ta kwota? W Wiśle za rundę może zarobić ok. 150 tysięcy euro (połowa to podstawa, a druga część - premia), podczas gdy umowa z Holendrami oznaczała przelanie na jego konta w tym samym czasie ok. ćwierć miliona euro. Nietrudno obliczyć, że dla większych szans w wyścigu o ME Matusiak zrezygnował z okrągłej sumki. Czy mu się powiedzie? Fragmentaryczną odpowiedź poznamy już po dzisiejszym meczu z Kolporterem Koroną Kielce. - Zrobię wszystko, żeby było jak najlepiej. Cele na tą rundę? Dziewięć goli by mnie usatysfakcjonowało, ale przede wszystkim chce dobrze grać - mówi Matusiak.